niedziela, 23 grudnia 2012

8. Dobrze wie już, że MY się nie dzieli przez trzy. Z włoskimi koleżankami.


- Witam Panów bardzo serdecznie – zaśmiała się ciepło, widząc zmęczone spojrzenia i niezbyt świeże głowy.  – Rozgrzewamy się i taktyka. Zapraszam – powiedziała wskazując na boisko.
Niezbyt chętnie ruszyli na boisko. Po dwóch przebiegniętych kółkach nie wszyscy mieli siłę kontynuować bieg. Bąkiewicz padł na krzesełko i spuścił głową z trudem łapiąc oddech. Usiadła obok i podała mu butelkę wody. Spojrzał na nią nieco zawstydzony zachowaniem, którego nawet w pełni nie pamiętał. Zaśmiała się tylko, czochrając jego miękkie, nieułożone jak zawsze, włosy.
- On w głowy szalonym zawrocie, czuł niewymowny pociąg utopić się w błocie – szepnęła mu tylko do ucha, a on lekko się uśmiechnął.
Przypomniał sobie właśnie wczorajszą recytację, załamując się jednocześnie. Jej delikatna dłoń w jego włosach nieco ukoiła narastający ból głowy. W ogóle, jej obecność działała dziwnie kojąco. Nie tylko na niego zresztą. Na krzesełkach po drugiej stronie siedział Kubiak.
Bądź co bądź, to mój zawodnik – pomyślała tylko. Długo zastanawiała się nad tym, jaka powinna być. Doszła wreszcie do wniosku, że dużo bardziej profesjonalnym zachowaniem byłoby traktowanie go na równi z resztą, odsunięcie życia prywatnego na inny tor.
- Woda – rzuciła niepewnie, wyciągając dłoń do przyjmującego.
Michał uniósł głową, widząc delikatną, bladą jak zawsze dłoń przed swoją twarzą. Ujął powoli butelkę, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Trochę wczoraj przegięliśmy – zaczął, a ona kiwnęła głową, nerwowo machając nogami.
- Odrobinę – powiedziała ledwie słyszalnie.
- Chciałem. Chciałem Cie przeprosić, Zuziu.
Nie lubiła, kiedy tak się do niej mówiło. A on świetnie o tym wiedział. Nic się nie zmienił. Nawet przepraszając, musiał się z nią droczyć.
- Zuza, sory no – mruknął, drapiąc się po głowie.
Zaśmiała się pod nosem i kiwnęła głową.
- Spoko Dziku – rzuciła i klepnęła go w udo.
Jej lekko przymrużone oczy mówiły wszystko. Nie gniewała się. Może jeszcze odrobinę. Ale ten uśmiech. Półgębkiem. Flirciarski. Codzienny.
- Czyżby pokój w krainie Dzików?
- Jak widać – roześmiał się Wlazły, widząc rozmowę byłych kochanków.
- Dzika kraina! – krzyknął Krzysiek i zaczął się śmiać.
Możdżon pokręcił tylko głową i spojrzał w kamerę Ignaczaka, którą opiekował się teraz Łysy. Szybko została ona skierowana w stronę Pani Trener.
- Siema – rzuciła z uśmiechem i podeszła do chłopaków, tłumacząc im cele dzisiejszego treningu. – Poza tym, co miałam okazję oglądać jeszcze jako kibic, nie miałam okazji obserwować was w akcji. Więc zapraszam na boisko. Zagracie dzisiaj wszyscy, będę robiła zmiany, bo muszę Was zobaczyć w różnych konfiguracjach. Dlatego nie przywiązujemy się do zespołów – poprosiła, stając przy linii bocznej.
- A Ty, Trenereczko, będziesz się tak gapić bez słowa? – spytał Kubiak, szukając zaczepki.
- Wypieprzaj pod siatkę i mnie nie wkurwiaj – mruknęła tylko bardzo stanowczo, na co przyjmujący poruszył brwiami.
- Ostra jak wszędzie – odparł bardzo zawadiacko, mając na myśli konkretne wspomnienia z ich wspólnego życia.
- Kubiak. Umówmy się, że to całkiem nowa karta. Nic nie było. Nowy początek. I nie wypominaj mi naszego seksu.
- Nie lubisz tego wspominać? Ja tam lubię do tego wracać. Twoje krzyki i moje obolałe plecy.
- Idź! – wrzasnęła zdenerwowana.
Uśmiechnął się tylko jeszcze raz, a ona przewróciła oczami. Było co wspominać. Ale lepiej było nie wracać. Bezpieczniej. Przy tych wspomnieniach zawsze wracała jedna sytuacja.

‘Z uśmiechem weszła do domu, rzucając przy wejściu torby z zakupami. Zwiewna, czarna sukienka, kupiona specjalnie na wesele kuzyna Michała.
- Jestem Skarbie! – krzyknęła, zdejmując z nóg wysokie szpilki.
Z sypialni dotarł do jej uszu dziwny hałas. Nic sobie z tego nie robiąc, przeszła najpierw do salonu, odsłaniając zaciągnięte rolety. Następnie swe kroki skierowała w stronę ich zacisza. Z uśmiechem przekroczyła próg. Widok, który zastała, szybko starł go jednak z jej twarzy.
- Kochanie – powiedział zapinając koszulę. – Kochanie, to naprawdę nie tak! – zaczął tłumaczyć.
Czuła, że nie jest w stanie zamknąć ust. Stała w progu, przyglądając się Włoszce, naciągającej właśnie sukienkę na swe zgrabne, opalone ciało. Uniosła tylko brwi, szeroko otwierając oczy. Dziewczyna właśnie ubierała taką samą sukienkę, jak ta, którą przed chwilą kupiła! Chyba to oburzyło ja najbardziej.
- Kupiłam makaron, więc możesz ugotować swojej przyjaciółce obiad – powiedziała bardzo spokojnie, czując, że zaraz umrze.
Z rozpaczy? Ze złości! Jak ta zołza mogła mieć taką sukienkę, jak ona!
- Zuza, to naprawdę nie tak jak myślisz! – tłumaczył, łapiąc dłonie swojej dziewczyny.
- Potknąłeś się i przewróciłeś panią na łóżko, przypadkiem zdzierając jej sukienkę? – powiedziała z dziwną nadzieją w głosie.
Miał dziwne wrażenie, że nawet gdyby to potwierdził, byłaby w stanie w to uwierzyć.
- Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Zuzia, kocham Cię.
- Daj spokój – warknęła oburzona.
Jej sukienka!
- Ja pójdę – powiedziała po włosku piękność, a ona uśmiechnęła się gorzko.
- Nie zostaniesz na obiedzie? – spytała uprzejmie. – Sukienkę mi zabrałaś, chłopaka też, więc czemu obiadem się nie poczęstujesz? – uniosła ramiona i odwróciła się na pięcie.
Drobne stopy szybko znalazły się w czarnych szpilkach.
- Zuza.
- Bardzo chętnie Wam coś ugotuję – powiedziała i weszła do kuchni.
Wiedział, że jest furiatką. Nie wiedział za to, czego się spodziewać. A ona? Jak gdyby nigdy nic zaczęła rzucać talerzami.
- Za wszystkie lata, które z Tobą spędziłam, pieprzony kłamco! – krzyknęła, tłukąc kolejną część zastawy.
- Twoja siostra jest wariatką! – krzyknęła Włoszka.
- Siostra?! – krzyknęła, nie wierząc własnym uszom i rzuciła talerzem w chłopaka.
Zdążył się schylić, a biała porcelana rozbiła się w drobny mak.
- Zuza! – wrzasnął, podchodząc do niej.
Wyrwała dłonie z jego uścisku i spojrzała mu przez łzy w oczy.
- Jesteś nikim. Nikim, rozumiesz?! – krzyknęła zrozpaczona jak nigdy wcześniej i, łapiąc torebkę, wybiegła z domu. 
Gdzie poniosły ją nogi? Wielki, biały dom, otoczony wspaniałym ogrodem. Andrea był jedynym, który był zawsze.’

Zamrugała nerwowo oczami.
- Zuza – powtórzył Bąkiewicz, łapiąc ją za ramię. – Wszystko gra? – zapytał, a ona kiwnęła z uśmiechem głową.
- I buczy – mruknęła, rozglądając się. – Jedziemy Panowie – krzyknęła, widząc zastój na boisku.
Zmiany szły płynnie. W ciągu dwóch godzin zdążyła zrobić przegląd całej kadry. Dobrze ich znała, statystyki miała niemal wyryte w pamięci. Teraz jednak zobaczyła ich w akcji jako kto inny. Jako nowa Zuza. W swoim nowym życiu. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Nowy początek.
- Śpiąca królewna – rzucił Ignaczak, szczerząc się.
- Spierdalaj. Dziękuję bardzo – odparła, śmiejąc się i stanęła przy ławce, zbierając ich wokół siebie.
Winiarski zerkał na nią, jakby niepewnie.
- Jakieś pytania? – spytała, uśmiechając się delikatnie.
- Ja mam – powiedział Michał, wprawiając wszystkich w niemałe zdziwienie. – Dużo kursów masz za sobą?
- Kilka. Dwa we Włoszech i cztery w Rosji. Nie liczę jakiś mniejszych szkoleń – wyjaśniła, patrząc na chłopaka.
Winiar kiwnął głową i zmarszczył czoło.
- Myślisz? – spytała nieco złośliwie.
- Niekiedy mi się zdarza – przyznał i niechętnie uniósł kąciki ust, nie mogąc dłużej ze sobą walczyć.
- Dobrze, że chociaż niekiedy. Życzę miłego popołudnia. Widzimy się na siłowni – powiedziała na pożegnanie i spojrzała w stronę Bąkiewicza.
Ten szybko znalazł się przy niej i towarzyszył jej w drodze aż do pokoju.
- Czegoś chcesz? – spytała przez śmiech, bo brunet cały czas milczał.
- Nie. Tak tylko… Przepraszam za wczoraj – rzucił, drapiąc się po karku i lekko się krzywiąc.
Zaśmiała się, widząc słodki wyraz jego twarzy. Delikatnie pogłaskała szorstki policzek chłopaka i puściła mu oczko, nic nie odpowiadając. Z jej oczu i zaciśniętych warg można było wyczytać wszystko. 

___________________________________________

Spóźniona dedykacja dla Aromy. Wiem, że ten Ci się nie spodoba, bo znowu tkliwie. 
A z okazji choinki w salonie, śniegu za oknem i zapachu barszczu, zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt, moje Drogie Czytelniczki.
Gorące buziaczki.
A.

niedziela, 9 grudnia 2012

7. I już się modlę do spadających gwiazd. Bo mi brakuje ciepła twych rozchylonych warg.


- Oficjalną część uważam za zakończoną. Życzę miłej zabawy! – powiedział Kurzajewski i uśmiechnął się jak zwykle bardzo czarująco, schodząc ze sceny.
Wszyscy przeszli powoli do drugiej sali, nieco chyba nawet większej. Uśmiechnęła się tylko, widząc piękny wystrój. Nieco elegancki, jednak luźniejszy, niż w poprzednim pomieszczeniu. Poczuła czyjąś dłoń na swojej. Szybko odwróciła się w stronę nieznajomej w jej mniemaniu osoby.
- Należy mi się pierwszy taniec – powiedział Andrea z uśmiechem i objął ją w pasie.
Zaśmiała się tylko ciepło. Poczuła, że to będzie dobra noc. Że wreszcie odpocznie. Że będą się świetnie bawić. Razem. Pierwszą piosenką jaką usłyszeli zgromadzeni było „Something stupid”. Parkiet zapełnił się parami, delikatnie przechodzącymi z nogi na nogę. Andrea delikatnie ją prowadził, uśmiechając się jednocześnie. Jego żona tańczyła tuż obok, z Gardinim, a Zuza, trzymając dłoń na ramieniu poprzednika i mentora, rozglądała się dyskretnie po sali.

- Jak się bawicie? – zapytał Kurek, podchodząc ze swoją dziewczyną do Winiarskich.
Michał zacisnął tylko lekko zęby.
- A dobrze. Ta Zuza wydaje się taka ciepła i miła. Jak Wam się z nią pracuje? – spytała Dagmara, patrząc na przyjmujących.
- Źle – uciął jej mąż i poszedł po drinka.
Kuraś tylko przewrócił oczami i uśmiechnął się do Winiarskiej.
- Spoko. Wiesz, trzy dni to niewiele, ale widać, że jest solidna, pracowita i kompetentna.
- I ładna – burknęła Agata, a Bartek zaczął się śmiać.
- Piękna. Naprawdę. A najładniej wygląda jak wychodzi wieczorem z pokoju, w samej koszulce.
- Kurek – warknęła jego partnerka.
- Takiej krótkiej, koronkowej.
- Zaraz Cię pobiję – zagroziła dziewczyna, a przyjmujący zaczął się śmiać, wpijając czule w jej usta.
- Głupia jesteś – mruknął, patrząc jej w oczy.
- Milusio – rzuciła Zuza, podchodząc do nich właśnie.
- O. Miło, że przyszłaś. To jest Dagmara, Winiara, a to Aga, moja.
- Dagmara Winiara? – zaśmiała się, słysząc rymy Kurasia i podała dłoń kobietom. – Zuza. Bardzo miło mi Was poznać – uśmiechnęła się ciepło.
- Mała, tańczysz?
- Jaasne. Tańczę, haftuję, krawaty wiążę i usuwam ciąże – rzuciła, śmiejąc się i wzięła od Możdżonka szklankę, którą jej podał.
- To Hania. Hania, to Zuza.
- Cześć – powiedziała ciepło towarzyszka Marcina i uścisnęła delikatnie dłoń brunetki.
- Po każ cycki. Pokaż cycki, poo każ cycki, pokaż cycki – Bąkiewicz właśnie stanął za nią, nucąc pod nosem.
- Ale że tu? Tak przy wszystkich? – spytała, odwracając się do niego.
- A co, wstydzisz się?
- No pewnie.
- A nie powinnaś – powiedział ktoś siedzący przy barze obok nich.
Spojrzała w prawo i zmarszczyła brwi. Szczęsny. Wojciech Szczęsny. Naprawdę? Już chciała krzyknąć „Och, miałam Cię tego lata!”. Na puszce oczywiście.
- Ej, to moja Pani Trener. Znajdź sobie swoją – mruknął Bąkiewicz i objął ją ramieniem w pasie, odwracając się tyłem do bramkarza.
Ogarnął ją niepohamowany śmiech. Spojrzała na przyjmującego rozbawiona całą sytuacją i pokręciła głową.
- Ty coś piłeś.
- A skąd.
- Naprawdę.
- No nie, Zuza – zaśmiał się Michał i chuchnął jej w twarz. – Mięta – wyszczerzył się, a ona oparła się o bar, śmiejąc się jeszcze głośniej.
- Zatańczysz? – spytał piłkarz, nadal nie ustępując.
- Powiedziałem coś na temat tej Pani – zauważył przyjmujący i uniósł nerwowo brew.
- Stary, wyluzuj. Pani jest dorosła, potrafi mówić i może dopuścisz ją do głosu.
- Ale może ona nie chce z Tobą rozmawiać?
- A może chce?
- A może nie? – spytała Zuzia, odwracając głowę w stronę Wojtka.
Mężczyzna zamilkł, a ona uśmiechnęła się słodko i wróciła do rozmowy z Pauliną, która właśnie zeszła z parkietu wraz z Mariuszem.

- Ju dont noooo oooł. Ju dont noł ju biudyfol! – wykrzyczał jej nad uchem Kuraś, który z Jaroszem bardzo hucznie świętował zdobycie tytułu drużyny roku.
Zaśmiała się patrząc na nich i usiadła wygodnie na krześle, patrząc na Michała.
- Ładnie się śmiejesz – rzucił czekoladowooki i poruszył brwiami.
- To podryw?
- Nie. Prawda – wyszczerzył się, znów wywołując jej śmiech.
- Słodziutki jesteś – przyznała, patrząc na krawat siatkarza, który nieco się przesunął.
Poprawiła go troskliwie i popatrzyła w oczy przyjmującego. Uśmiechnięte, błyszczące, ciepłe oczęta wyraźnie świdrowały ją spojrzeniem od dłuższej chwili. Szybko uciekła wzrokiem, zerkając na Jarosza siadającego przy niej.
- Cześć Zuziu – powiedział płomiennowłosy, obejmując ją ramieniem.
- Cześć Kubusiu – odpowiedziała z uśmiechem, czując że z drugiej strony, między nią a Michała wpycha się z krzesłem Bartek.
Ich partnerki poszły akurat do łazienki, mieli więc moment, żeby zainteresować się panią trener.
- Jak się bawicie? – spytał znów Bartek, poruszając brwiami.
Bąku tylko lekko się uśmiechnął, popijając wino. Ona za to obserwowała Kubiaka i jego Kasię, którzy podążali w stronę ich stołu.
- Cześć – rzucił Michał, siadając obok niej.
Może to był dobry moment na zażegnanie konfliktu? Może właśnie teraz powinni się pogodzić? Przez głowę przemykało jej właśnie tysiące myśli, a przyjmujący popatrzył na nią tak grzecznie, ulegle, niemalże przepraszająco.
- Hej – odparła cicho i uniosła wzrok na jego oczy.
Dawno nie przyglądała im się tak wnikliwie. On zaś widząc jej spojrzenie, uśmiechnął się i wskazał jej swoją towarzyszkę.
- To jest Kasia, moja nowa, najpiękniejsza na świecie, dobra przyjaciółka – powiedział, psując tymi słowami wszystko.
Co chciał osiągnąć? Na pewno chciał wzbudzić zazdrość. I doskonale mu to wyszło.
- Dobra przyjaciółka.
- Moja dziewczyna.
- Będę Cię kochał do końca świata – mruknęła, patrząc na chłopaka.
- To Ty nie chciałaś dłużej ze mną być.
- To Ty uciekłeś.
- Daj już spokój.
- Bo co?! – spytała wściekła.
Siedzący przy stole bacznie obserwowali parę byłych kochanków, przysłuchując się mało spokojnej wymianie zdań. Nie mając zamiaru dłużej znosić jego podłej obecności, zerwała się od stołu i wyszła przed hotel, w którym odbywało się przyjęcie. Do wszystkich właśnie dotarło. Zuza i Michał. Oni. Kiedyś. Razem.

- Daliście pokaz, nie ma co – zaczął Bartman, który siedział obok Bąkiewicza.
- Spierdalaj. Dziękuję bardzo – powiedział Kubiak i oparł głowę na dłoni.
Po całej awanturze Kasia się rozpłynęła, a Zuza jak zniknęła, tak nie wróciła. Gdzie była? Odpowiedź była łatwiejsza, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Siedziała właśnie na murku przed hotelem, wypalając kolejnego długiego, babskiego papierosa. Znalazł ją Łomacz. Dawno niewidziany w kadrze rozgrywający przysiadł obok i uśmiechnął się ciepło.
- Cześć – zaczął.
- Ty też to widziałeś- stwierdziła cicho, wypuszczając chmurę dymu z płuc.
- Widziałem. I nawet mam pewne swoje zdanie na ten temat.
- Jakie? – spytała.
Skoro już zaczął, to niech dokończy – pomyślała przez moment. Po chwili jednak bardzo tego żałowała.
- Kochacie się jeszcze.
- Błagam – mruknęła, wywracając oczami.
- Jemu musi strasznie zależeć.
- Co to za brednie?! – krzyknęła, rzucając zapalniczką o bruk.
Popatrzył na nią, wstając z miejsca.
- Przemyśl to lepiej. Może Wam się coś uda – powiedział, podając jej dłoń. – A teraz chodź. Zatańczymy.
- Zguba się znalazła – zakomunikował sms’em Wlazłemu i wkroczył z nią na parkiet.
Mariusz nieco spokojniej dopił swojego drinka. Siedział właśnie z Winiarskimi w żoną przy stoliku na uboczu i obserwował tłum bawiących się ludzi.
- Może porozmawiaj z Kubiakiem – podpowiedziała Paulina, delikatnie głaszcząc ramię męża drobną dłonią.
- Są dorośli. Poza tym, po tym co jej zrobił nie zasługuje na żadną pomoc – uśmiechnął się gorzko Szampon i dopił trunek, biorąc żonę w ramiona. – Idziemy podbić parkiet.
- Suń Maseraku! – rzucił Winiar przez śmiech, wskazując przyjacielowi drogę dłonią i pokręcił głową, widząc chodzące już biodra Mariusza.

Zabawa trwała do białego rana. Nieliczni zwinęli się szybciej, nie mając już nastroju na dalsze tańce. Ona jednak została, obtańcowywana przez kolejnych swoich zawodników. Nie tańczyła w sumie tylko z jednym. Zajadły spór z Winiarskim nie pozwolił mu złapać jej za dłoń i poprowadzić w rytm skocznej melodii. Kolejny dzień nie zapowiadał się różowo. Szczególnie dla tych, którzy więcej wypili. A ona sama? Niemal trzeźwa odprowadzała właśnie Bąkiewicza do hotelu.
- Zuzanko, moja Zuzanko – powiedział wcięty przyjmujący, gdy siedział jeszcze przy stole.
- Słucham? – spytała, uśmiechając się ciepło.
- Milczysz, Niewiasto piękna jak poranna jutrzenka.
Michał zaczął mickiewiczować, wywołując u niej niemały śmiech.
- Miś, wszystko dobrze? – spytała szczerze rozbawiona.
- Jak najbardziej – odparł, poruszając brwiami.
- Zbieramy się – zdecydowała nagle wstając od stołu.
Było już późno, a lepiej było wrócić, zanim alkohol wejdzie Michałowi w nogi. Wtedy już na pewno go nie odholuje.
- Zuzanko, ale dlaczego już? – spytał zdziwiony przyjmujący.
Stanęła za nim z płaszczem i pomogła mu Go na siebie włożyć. Stanął przed nią i delikatnie nachylił się nad jej ciałem, uśmiechając się bez przerwy. Rozbawiony jej powagą, zajrzał głęboko w jej zielone oczy.
- Daj buzi – zaproponował, poruszając brwiami.
- Jesteś pijany – zaśmiała się głaszcząc jego policzek.
- O nie, moja Panno! – powiedział, unosząc dłoń w teatralnym geście.
I zaczął mickiewiczować już w pełni. Konkretnie – Panem Tadeuszem.
- Na obelgę śmiertelną dla uszu szlachcica, której żaden nigdy nie słyszał Soplica, zadrżał Tadeusz, twarz mu pobladła jak trupia, usta przyciąwszy, nogą tupnąwszy, rzekł: GŁUPIA! – powiedział pewnie i zadarł wysoko głowę, powodując u niej niepohamowany śmiech.
- Chodź – poprosiła, nie mając już siły.
Popatrzył w jej maślane oczy. Śmiały się, a wraz z nimi jej usta, policzki, cała twarz i cały świat.
- A buzi dasz? – zapytał znów.
- Michał!
- Bo inaczej będę musiał Cię. Ekhem. Spałować – powiedział, poruszając brwiami.
Zaczęła się znów śmiać, łapiąc w lot aluzję Chłopaka.
- Ja Ci dam spałować – powiedziała, nie mogąc się już uspokoić.
Michał złapał ją za to w pasie i popatrzył głęboko w oczy.
- Zuziu, piękna. Tutaj – powiedział, wskazując palcem swoje wargi.
Pogłaskała je tylko opuszkiem palców, kręcąc głową i wreszcie upchnęła siatkarza do taksówki, wracając do hotelu. Tam nie musiała się z nim użerać aż tak długo. Gdy tylko weszli do jego pokoju, zasnął jak dziecko, a ona wróciła do siebie z uśmiechem na twarzy. Nigdy nie widziała nikogo równie słodkiego.

______________________

Patrzę na to ile dziś ode mnie dostajecie i... Hm. To na Mikołajki :D Nie dziękujcie. 
Kolejny może niedługo, bo skończyłam wreszcie pracę językową na konkurs i mogę poszaleć.
Buziak.
A.

Zapraszam na fejsa, kto jeszcze nie zaglądał.

sobota, 1 grudnia 2012

6. Chore serce otwieram. Bez znieczulenia.


- Powinieneś z nią pogadać.
- Już to zrobiłem – odpowiedział, grając na konsoli.
- Kubiak, odłóż to pudło i porozmawiaj ze mną.
- Przecież rozmawiam.
Zbyszek podszedł do przyjaciela i siłą zabrał mu grę.
- Dzięki, kurwa, właśnie biłem rekord – warknął przez zęby.
- Pobijesz rekord głupoty, jeśli nic z tym nie zrobisz.
- Nie wiem, jesteś jakiś niedorobiony? Ona mnie nie chce! Ja z resztą nie mam zamiaru nic z tym robić.
- Tyle zauważyłem. Jesteś palantem i tyle – rzucił Bartman i wyszedł z pokoju, odkładając konsolę na stół.
Wstał i głośno zatrzasnął za nim drzwi. Nienawidził, kiedy ktoś ingerował w nieswoje sprawy. Złapał znów konsolę i wyłączył ją, siadając na ziemi. Głowa schowana w dłoniach zawsze mówiła jej, że coś się dzieje, coś jest nie tak. Tak samo byłoby teraz. Gdyby tylko tu była… Gdyby jej delikatne, czułe dłonie dotknęły jego karku, skroni. Ona mogłaby to wszystko odmienić. Mogłaby przywrócić jego życie na właściwe tory. I gdyby wiedziała, w jakim jest stanie, może by to zrobiła.

Dwa dni treningów. Nic się nie zmieniało. Podejście chłopaków nadal pozostawiało wiele do życzenia. Dystans, jaki wytworzyli, doskwierał im samym, a co dopiero jej. Usiadła wygodnie przed lustrem z kosmetyczką. Dłuższą chwilę zastanawiała się, co z makijażem. To nie było wcale takie proste. Pierwszy bal sportowca w jej życiu był wielkim wydarzeniem.

- Z kim idziesz? – zapytał Bartman, wchodząc do pokoju.
- Nie Twój interes – rzucił Kubiak, mierzą przyjaciela wzrokiem.
Odkąd poznał nowego trenera kadry, zrobił się nie do zniesienia. Nigdy nie był tak chamskim i wrednym idiotą jak teraz.
- Czyli kogoś zaprosiłeś?
-Tak. Kaśka ze mną idzie. Masz coś przeciwko?
- Jesteś debilem roku. Jak tak dalej pójdzie to zaczną przyznawać statuetkę „Kubiak Roku”. Dla największych głąbów świata. Gratuluję!
- O co Ci znowu chodzi?! – zapytał wściekły i zerwał się z fotela, sięgając po koszule.
- Mam Ci tłumaczyć, jak na nią patrzysz? To co teraz robisz, to najgorsza z opcji. Zobaczy, że z kimś przyszedłeś i całkiem Cię skreśli.
- I tak już ją straciłem – powiedział dziwnie rozgoryczony.
Smutek i żal w jego głosie zabolał nawet samego Zibiego, który nie słynął nigdy ze zbyt miękkiego serca. Może dlatego właśnie jego zainteresowanie ich związkiem było wręcz dziwne. Bartman jednak miał bardzo głęboko ukryty zmysł romantyczny. Lubił, gdy ludzie pasujący do siebie schodzili się, a gdy jeszcze mógł do tego przyłożyć rękę, czuł się naprawdę spełniony. Dojrzał. Zdecydowanie dojrzał, odkąd zaczął spotykać się z obecną narzeczoną. Owszem, narzeczoną! Zbyszek zdążył się już swojej Asi oświadczyć.

Stała przed lustrem w niedługiej, czarnej, koronkowej sukience. Uśmiechnęła się lekko do swojego odbicia, aby dodać sobie otuchy. I co? I nic! Nie działało. Kompletnie nic nie było w stanie jej ośmielić. Stanęła na palcach, lekko przechylając głowę w lewo. Później w prawo… Czegoś brakuje? Nie. Wszystko jest dobrze. Wsunęła na stopy wysokie, czarne szpilki i zarzuciła na ramiona skórzaną, obcisłą kurtkę. Długie oglądanie w lustrze i ćwiczenie uśmiechu przerwało nagłe pukanie do drzwi. Nauczyła się już, że jeśli ktoś puka, to na pewno jest Michałem Bąkiewiczem – jednym z niewielu szanujących prywatność w tej ekipie.
- Słuchaj, Zuza. Czy Ty mi pomożesz? – spytał, a zaraz za nim zjawił się Ignaczak z kamerą.
- Jak widać, przygotowania do Balu trwają, mogę zdradzić, że ruszyły pełną parą już parę godzin temu.
Michał nieco się schylił, a ona długo patrzyła na jego koszulę i kompletnie niedopasowany dodatek.
- Okropny krawat – powiedziała delikatnie i bardzo uroczo, z wielką lekkością, niemal zalotnie patrząc w oczy swojego zawodnika i lekko się uśmiechając.
Michał zamilkł. Patrzył na nią tylko uważnie, głośno przełykając ślinę.
- Gorąco się zrobiło – zauważył Igła, śmiejąc się i nagrywając wszystko bez wyjątku.
- Taśmy prawdy? – zapytał Pit, który miał dokładnie ten sam problem.
- Czy Wy naprawdę nie chodziliście na zajęcia praktyczno-techniczne? – spytał zdziwiony libero i wyszedł, kręcąc głową.
- No Twój już lepszy – roześmiała się ciepło, oddając Bąkiewiczowi jego zwis męski prosty i przyciągając Piotrka do siebie. – Schyl się trochę, bo nie zawiążę – mruknęła podenerwowana przewagą wzrostu.
Michał uśmiechnął się tylko i wrócił na moment do pokoju. Gdy przyszedł z wąskim, czarnym krawatem, powitała go uśmiechem.
- Tak lepiej – zauważyła stając na łóżku i szybko zaplotła odpowiedni węzełek, schodząc z gracją z wysokiego materaca.

- Cześć Kasiu – powiedział z uśmiechem, całując dłoń pięknej brunetki.
Sporo niższa, jednak zdecydowanie jak na swoją płeć wysoka, zgrabna dwudziestoparolatka ujęła pewnie dłoń przyjmującego.
- Miło cię widzieć – powiedziała cicho, całując delikatnie idealnie gładki policzek mężczyzny.
Zbyszek pokręcił tylko głową. Jako człowiek kulturalny przedstawił się jednak partnerce przyjaciela i nawet słodko się uśmiechnął, zabijając go jednocześnie wzrokiem. Jego Asia również szybko dotarła do hotelu, w którym aktualnie pozostawali siatkarze z trudem odnajdując narzeczonego w tłumie wysokich mężczyzn kręcących się po pokojach. Stroili się jak baby. Gorzej nawet od samej Pani Trener, która spokojnie siedziała w swoim pokoju, gotowa do wyjścia.
- Chodź Paulina, zobaczysz ją – powiedział Wlazły, ciągnąc żonę w stronę jedynego pachnącego damskimi, słodkimi perfumami, pokoju.

Uniosła się z fotela, widząc, że wchodzi nie sam, a z towarzyszką życia. Uśmiechnęła się lekko, patrząc na ślicznie wyglądającą, brunetkę.
- Chciałem Ci przedstawić, Zuza. To moja Żona, Paulina. A to Zuzia.
- Ta Zuzia – zauważyła Paula i podała jej dłoń, ciepło się uśmiechając. – Nawet nie wiesz, jak miło mi Cię poznać – powiedziała Pani Wlazły i szybko ją przytuliła.
Zuza poczuła nagły przypływ ciepła. Tak jakby ktoś roztapiał taflę lodu, a woda pozostała po niej właśnie wstąpiła w jej oczy. Mocno zacisnęła delikatnie pociągnięte jasnym cieniem powieki i oparła brodę o ramię kobiety. Widziały się pierwszy raz w życiu, a ona okazała jej tyle ciepła, tak wielkie wsparcie.
- Nie martw się Mała. Oni tacy są. Ale pokochają Cię, na pewno. Mariusz dużo o Tobie mówił – szeptała szybko partnerka atakującego, jakby chcąc jej przekazać wszystko na raz.
Spojrzała jej w oczy. Na język cisnęło jej się pytanie, kim ona do cholery jest. Chyba dobrą wróżką, naprawdę.
- Dziękuję – szepnęła tylko, uśmiechając się delikatnie.
Pierwszy raz poczuła, że ktoś jednak za nią stoi. I to murem.
- Tak dobrze? – spytał Kurek, wchodząc do pokoju.
Spojrzała na przyjmującego i roześmiała się ciepło, poprawiając mu krawat.
- Idealnie – powiedziała cicho, wiedząc, że to jedna z niewielu wspierających ją osób.
Tylko nieliczni wyłamali się spod osądu Winiara i dali jej szansę. Ale to dla nich warto było walczyć i próbować. Bo wreszcie mogła spełniać marzenia. Swoje, ich i milionów kibiców w tym kraju.

- Drodzy Państwo, kolejna kategoria wieczoru. Najlepsza drużyna. Nominowani do tej nagrody to: Vive Targi Kielce, Legia Warszawa, Reprezentacja Siatkarzy, Skra Bełchatów i Asseco Prokom Gdynia. Werdykt odczyta komentator Polsatu Sport, Grzegorz Swędrowski.
Andrea siedzący przy Niej delikatnie uścisnął jej dłoń. Uśmiechnęła się niepewnie, a on schylił się w jej stronę.
-Gdyby wygrali. Pójdę z Wami, ale to Ty musisz mówić – powiedział cicho.
Widać było, że leki wiele mu dawały. Wszyscy jednak wiedzieli, jak długą drogę do przejścia ma ten siwy, kochany Włoch, aby wrócić do zdrowia. Spojrzała na Niego nieco przerażona. Nie mogła stwierdzić, że woli, aby przegrali, bo nie było to prawdą. Ale poczuła dziwny ucisk w żołądku.
- Nie bez powodu to ja wręczam tę nagrodę. Dziś zgarnęła ją drużyna, która zasługuje na największe uznanie. Myślę, że wszyscy nominowani zasłużyli na wielkie brawa, jednak przyznaję, to za nich trzymałem kciuki. Tym bardziej, że wielka rewolucja, jaka ich ostatnio dotknęła, ma przynieść podobno jeszcze większe owoce. Oby tak było. Proszę Państwa, mam przyjemność ogłosić, że Drużyną Roku zostaje Reprezentacja Siatkarzy!
Głośne brawa rozległy się na sali. Chyba nikt nie miał wątpliwości co do wyniku. Wcześniej nagrodzeni zostali już Bartosz Kurek, trener Anastasi, za którego wówczas wypowiadał się Gardini, oraz duet Fijałek/Prudel. Siatkówka tryumfowała dziś więc po raz kolejny, ustępując miejsca na scenie tylko raz, Agnieszce Radwańskiej.
Wstała z krzesła i powoli weszła na scenę.
- Widzę, że teraz wypowie się nasza Debiutantka. Powitajmy ją gorącymi brawami! – zaapelował Maciej Kurzajewski, a ona tylko lekko się uśmiechnęła, podchodząc do mikrofonu.
Stanęła przy nim nieśmiało unosząc wzrok na zgromadzonych. Tłum ludzi właśnie patrzył na nią, a ona czuła, że coraz bardziej trzęsą jej się dłonie. Zaczęła drżącym głosem.
- Bardzo miło stanąć w takim miejscu. Cieszę się, że to właśnie Panowie dostali nagrodę. Za wszystkie dokonania mijającego roku zdecydowanie im się to należało. Na osiągnięcie tych sukcesów pracowali bardzo ciężko i bardzo długo, wraz z trenerem Anastasim. Mam świadomość, jak wszyscy, że to właśnie jego statuetka – zatrzymała się na moment. Po takim wstępie nieco się rozluźniła. – Właściwie sama nie wiem co tu robię – roześmiała się wraz z publicznością. – Skoro jednak dostałam już szansę podziękowania w imieniu Andrei, chciałabym zacząć od PZPSu. Robią naprawdę wielką robotę, żeby zarówno Panowie, jak i Panie mogli startować, trenować i godnie reprezentować Nasz kraj. Zaraz po nich chciałabym podziękować również rodzinom Zawodników. Gdyby nie Wasza cierpliwość i wsparcie, Panowie nie byliby tu gdzie są. Bo nie zawsze trening czy trener są najważniejsi. Niekiedy to właśnie te plecy czynią sportowca wielkim. A poza tym w imieniu Andrei dziękuję całej drużynie, bo rozmawiając ostatnio, nie mógł przestać Was chwalić. W ogóle, gdy przygotowywałam się do objęcia tego stanowiska, ciągle mówił o Was w samych superlatywach. Dziękuję więc, że jesteście tak sumienni i pracowici, bo gdyby nie Wasze zaangażowanie, nie byłoby żadnej drużyny. Ale przede wszystkim Trener chciał podziękować Kibicom. To dla Was grali, dla Was zwyciężali, i dla Was nadal będą ciężko pracować. A ja razem z nimi. Dziękujemy – zakończyła ciepło się uśmiechając i popatrzyła na Możdżonka dzierżącego w dłoni statuetkę.
- Ja tak jeszcze krótko – powiedział Marcin, podchodząc do mikrofonu i bardzo się schylając.
Na sali rozległ się donośny śmiech, a Magneto uśmiechnął się tylko uroczo, nadal zgięty wpół.
- Chciałbym podziękować, tak jak Zuza mówiła, wszystkim którzy stali za tym sukcesem. Nie będę ich wymieniał po raz kolejny, bo ona podziękowała w pięknych słowach. Dodam tylko, ze w imieniu zawodników, przekazuję tę statuetkę Andrei, bo to jemu najbardziej się należy. Dziękuję za cały trud, który włożyłeś w budowanie tego zespołu, a dodatkowo za to, że wybrałeś sobie świetną następczynie. Przez trzy dni treningów dała Nam niezły wycisk, ale współpraca z nią będzie na pewno bardzo owocna. Dziękujemy – zakończył Marcin, patrząc w jej oczy i ucałował lekko jej policzek.
Popatrzyła na Niego zdziwiona. Cichy, spokojny Możdżonek faktycznie nie rzucał się ze swoimi poglądami w oczy. Wydawało się, ze jest raczej neutralny, ani na tak, ani na nie. A dziś… Okazał jej tyle wsparcia! Zeszli ze sceny zgraną grupa i wrócili do długiego, wspólnego stołu.
- Dziękuję – szepnęła tylko, patrząc na środkowego.
- Będzie dobrze, Mała Księżniczko – powiedział ciepło, puszczając jej oczko i usiadł obok swojej Hani, całując ją bardzo czule.


____________________________

Musicie mi wybaczyć. Naprawdę, musicie.
Koniec trymestru w mojej szkole to jakaś totalna jatka, jazda bez trzymanki, jak Boga kocham.
Ale wróciłam i jest dłuuugi, na przeprosiny.
Buziak dla cierpliwych.
A.

PS. Zaległości na waszych blogach też niedługo nadrobię.

sobota, 10 listopada 2012

5. I czyja to wina? Nie wiem. Wodzi nas za nos przeznaczenie.


- Przyznać się, który? – zapytał Bąkiewicz, wchodząc do szatni.
Głośny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Nikt jednak nie był zbyt skory do wyznań.
- Ja nie, ja mam żonę – zaśmiał się Ignaczak i popatrzył na Bąkiewicza. - A po co Ci ta wiedza, Michaś? – zapytał nieco podejrzliwie, a czekoladowooki roześmiał się w głos.
- Nie chciałem wypytywać jaka jest w łóżku, po prostu jestem ciekaw, który z nas był tym szczęściarzem. Widziałeś te nogi?! – Bąku zgrywał się niesamowicie.
I wiedzieli o tym wszyscy. Nie o nogi tu chodziło.
- Mario, podziel się wiedzą.
- Nie – uciął krótko Szampon, zmieniając koszulkę.

Rozczesywała właśnie poplątane włosy patrząc w lustro. Zmieniła się? Bardzo. On ją zmienił. A raczej jego brak. Wyciszyła się, odsunęła, pochłonęła ją praca. Wyłącznie praca. Od rana do wieczora, w tygodniu i w weekendy, wciąż i na okrągło. Usiadła w fotelu i zaczęła przeglądać włoskie notatki Anastasiego. Zatrzymała się na moment. Odpocznij. Poczytaj książkę, odpręż się.
- Muszę pracować – szepnęła, odpowiadając sama sobie.
Odetchnęła powoli i otworzyła okno, żeby wpuścić do pokoju odrobinę świeżego powietrza. Rozsiadła się wygodnie na parapecie, tak jak to robiła zawsze we Włoszech (w Rosji nieco rzadziej, bo tam było chłodniej) i zagłębiła się w lekturze pochyłego charakteru pisma.

- Nie – odpowiedział tylko na pytanie kolegów, czy idzie z nimi pograć na playstation.
- No weź, co Ci jest – zapytał zdziwiony Bartman, stukając go w ramię.
- Nic, chcę odpocząć.
- No ale.
- Daj mu spokój – powiedział Ignaczak, widząc zaciętą minę.
Szybko zniknęli z pokoju, zostawiając go w samotności. Włożył na uczy duże słuchawki i pogrążył się w zadumie. Ani trochę się nie zmieniła. Nadal potrafi porządnie krzyknąć, pięknie opowiadać, ma ten sam ciepły głos i te same piękne, krągłe…
- Uspokój się, to Twój szef do cholery! – skarcił się w myślach i podszedł do okna.
A przed nim rozciągał się widok piękny i spokojny. Prawie tak spokojny jak ona, gdy jeszcze szczęśliwie zasypiała w jego ramionach. Wspomnienia tych nocy powracały za każdym razem, gdy zostawał sam. A nie działo się to zbyt często. Gdy odszedł, zostawiając ją całkiem sama, rzucił się w wir kolejnych imprez. Nie liczyło się nic. Nawet gra zeszła na dalszy plan. Dopiero przyjaciel, całkiem nowy, poznany przypadkiem Bartman, który nawinął się w jednym z kolejnych klubów, pokazał mu, że da się imprezować i nie tracić formy. Dzięki niemu trafił do kadry. Mariusz odwrócił się od niego całkowicie. Nie raz za nimi tęsknił. Za Nią i za Wlazłym. Ale po tym co zrobił, doskonale wiedział, że nie zasługuje na ich przyjaźń. Ba, nawet na odrobinę uwagi. Zepsuł wszystko, a później zamiast walczyć, uciekł jak ostatni tchórz, zostawiając ją samą.

- Jeśli myśli, że takimi gadkami coś wskóra, to naprawdę będę musiał ją wyprowadzić z błędu – stwierdził Winiarski, zakładając buty.
- Odpuść. Przecież nie wiesz jak to będzie wyglądało – powiedział Kosa, dojeżdżając właśnie do mety przed Kurkiem.
- Zawsze musisz mnie wyprzedzać?! – spytał obrażony Bartek, który prowadził przez cały wyścig, a na końcu został w zawrotnym tempie minięty przez środkowego.
Playstation było jedną z ich ulubionych rozrywek. Zaraz po grze w karty, bo w to bawili się wszyscy, bez względu na wiek, staż w kadrze, przynależność klubową czy cokolwiek innego. Przy pokerze dochodziło niemal do walk bratobójczych, gdy Ignaczak z Nowakowskim licytowali się w ostatniej rozgrywce.
- Już ja wiem, jak to będzie wyglądało. Ona będzie się promowała, wy będziecie ją nosili na rękach, a mnie nikt nie będzie słuchał – wróżył przyjmujący.
- Winiar. Zamknij się wreszcie – powiedział zdenerwowany przegraną i bredzeniem kumpla Kuraś.
Bartek był słodkim dzieciakiem. Nigdy nie był wrogo nastawiony przed faktem. Nie było tak, że lubił wszystkich, ale żeby dostać się na czarną listę, trzeba było mu porządnie podpaść. Jak Zibi. Ich dwóch lepiej było nie zostawiać samych. Zawsze kończyło się to piekielną kłótnią, a niekiedy nawet rękoczynami.

- Idzie Pani na obiad? – zapytał Michał, zaglądając do jej pokoju.
Siedziała nadal na parapecie w laptopem na kolanach. Uniosła na moment wzrok znad klawiatury i kiwnęła głową, ciepło się uśmiechając.
- Za moment.
- To ja zaczekam. Można? – był tak grzeczny i ułożony.
Jako jeden z niewielu w tej kadrze nie wpadał do pokoju z wrzaskiem i bez pukania.
- Jasne. Zapraszam – wskazała na łóżko, żeby spokojnie sobie usiadł i dokończyła dwie ostatnie linijki.
- Długo z nim byłaś?
- Dlaczego najbardziej interesuje was matrymonialna strona mojej kariery? – zaśmiała się nerwowo, starając się uniknąć odpowiedzi.
Michał patrzył jednak bardzo cierpliwie w jej oczy i czekał na odpowiedź. Uciekła wzrokiem i odłożyła laptopa na stolik, wprowadzając go w stan uśpienia.
- Jakiś czas. Byliśmy szczeniakami, ale kochaliśmy się nad życie. To znaczy. Ja jego. Bo on mnie chyba jednak nie aż tak bardzo – powiedziała bardzo otwarcie jak na siebie i spojrzała zdziwiona w ziemię.
Dlaczego ja Ci to mówię? – spytała w myślach i uniosła wzrok na Bąkiewicza. Świdrował ją czekoladowym spojrzeniem wyraźnie zainteresowany.
- Kto to? – zapytał bardzo bezpośrednio.
Zaśmiała się tylko i znalazła klucz do pokoju.
- Idziemy na ten obiad? – spytała, patrząc na niego.
- Przecież i tak się dowiemy.
- Może jednak nie – powiedziała cicho.
Wolała, żeby to nie wyszło na jaw. Była upokorzona. Cholernie upokorzona tym głupim rozstaniem. A najbardziej bolało wspomnienie tego, że odpuścił, nie walczył. Nie zrobił nic, aby to naprawić. Po prostu odszedł. Jak ostatni tchórz!

Usiedli przy stoliku. Bartman spojrzał na przyjaciela i uniósł brew.
- Co jest grane? – zapytał przyglądając mu się uważnie.
- Daj mi spokój – mruknął chłopak, unosząc wzrok na Zbyszka.
- To Ty! – powiedział bardzo odkrywczo atakujący i przez dłuższą chwilą nie mógł podnieść szczęki z podłogi.
- A tylko komuś powiedz! – warknął spanikowany i zaczął mieszać w talerzu pełnym zupy.
- To jest ta Zuza! Ta sama! – przeżywał nadal Zibi, nie mogąc w to uwierzyć.
Był zszokowany, że drogi mogą się tak krzyżować. Na pewno nie tak, jak Zuza. Przyjechała tu pewna, ze uciekła od przeznaczenia. Nieświadoma składu, w jakim zastanie kadrę, zgodziła się bez wahania. A teraz z każdą chwilą żałowała coraz bardziej. Tym bardziej, gdy pojawiał się w polu widzenia.
Drogę do restauracji przemilczeli. Bąkiewicz otworzył jej drzwi i puścił przodem, torując jej później drogę między stolikami. Szła za nim aż dotarła do swojego miejsca.
- Smacznego – powiedział cicho, nieco zawiedziony tym, że nie poznał prawdy.
- Tobie też, Michał – uśmiechnęła się ciepło.
Spokojny obiad przerwał nagły huk otwieranych drzwi.
- Bal sportowca jest pojutrze – krzyknął Przedpełski na powitanie i przedefiladował przez całą stołówkę rozdając każdemu z siatkarzy wejściówkę.
- Z osobą towarzyszącą. Musze kogoś skołować – stwierdził Rudy, patrząc na Kurasia.
- Ja z Tobą nie pójdę, nawet o tym nie myśl! – krzyknął oburzony Bartek, wywołując tym śmiech zebranych.
- Zniszczyłeś jego marzenia – powiedziała dość nieśmiało, a Jarosz przytaknął.
- No właśnie! Pani trener mnie rozumie! – stwierdził pewnie i, idąc po drugie danie, przybił z nią piątkę.
Wstrzymała oddech rozglądając się po ich twarzach. Jedni uśmiechali się ciepło obserwując ją uważnie, inni dyskutowali między sobą z zaciętymi minami. Tylko Kubiak siedział jak zbity pies, nie mając odwagi spojrzeć w oczy tej kobiety. Kobiety, która kiedyś kochała zbyt mocno.

_______________________________

Przed chwilą prawie umarłam, bo jestem bardzo udana i zapomniałam jakiego mam maila. Pół godziny poszukiwań doprowadziły mnie niemal do łez, a wystarczyło zwyczajnie zamienić kolejność nazwiska z imieniem w adresie xD.
Przerwa długa, ale musicie mi wybaczyć. Nawał pracy nie pozwolił wcześniej.
Byłby wczoraj, ale bawiłam się na balu w rytm "Ona tańczy dla mnie", świętując niepodległość Naszego kraju nad Wisłą.
Do następnego ^^.
A.

sobota, 3 listopada 2012

4. I tak nie będziemy się więcej już znać. I tak nasze usta nie będą już ze sobą więcej grać.


- Przeoczyłam Cię w czasie obiadu – przyznała po wejściu na halę.
Wiązał akurat buty, siedząc na ławce przy jej stoliku. Odłożyła na jasny blat plik kartek, nawet na niego nie patrząc. Była obojętna do granic możliwości.
- Może dlatego, że mnie na nim nie było – odpowiedział, stając przed nią.
Zmusił ją tym samym do uniesienia wzroku na jego oczy.
- Nic się nie zmieniłaś. A na pewno nie urosłaś – zauważył z lekkim, zawadiackim uśmiechem.
- Rozgrzewaj się – syknęła przez zęby.
To było cholerny błąd. Z każdą chwilą coraz bardziej przekonywała się o tym, jak wielką pomyłką było podpisanie tej umowy. Poprawiła kitkę i stanęła przy bocznej linii boiska.
- Panowie! – krzyknęła bardzo głośno.
Zdziwili się. Nikt z nich nie uważał, że w tak drobnej osóbce może skrywać się tak donośny głos. Nie raz jeszcze miała ich zaskoczyć.
- Miło mi widzieć Was w komplecie na pierwszym treningu. Szczególnie niektórych. Dziękuję, że stawiliście się wszyscy, bez względu na nastawienie do mojej osoby. Usiądźcie, proszę – powiedziała ciepło, bardzo delikatnie.
To zdecydowanie bardziej pasowało do tak kruchej postaci. Zuza była niewielka. Zarówno wzrostem, jak i posturą. Miała bardzo kobiecą figurę, jednak mimo tego była drobna. Lekko zaokrąglone biodra i pośladki były chyba jej największym atutem, zaraz obok długich nóg. Sama jednak, jak na kobietę przystało, wciąż narzekała na zbyt małe piersi i dość szerokie jej zdaniem ramiona. Teraz, gdy stała przed tłumem mężczyzn, jej bardzo blade oblicze pokryło się delikatnym rumieńcem. Miała porcelanową cerę i bardzo wrażliwą skórę. Z ciemnozielonymi oczami i czekoladowym odcieniem włosów, karnacja tworzyła silny kontrast. Nieco zdenerwowana zacisnęła drobne dłonie w pięści. Przyglądali jej się uważnie. Jedni nieco cieplej, inni chłodniej. W sumie ciężko było domyślić się na czym są skupieni. Lustrowali ją wzrokiem, a ona coraz bardziej speszona nie pamiętała co chciała im przekazać.
- Więc… - jakie to niepolonistyczne! – To znaczy… - miała wrażenie że się jąka.
Zatrzymała się na moment i spojrzała na niego. Siedział łobuzersko uśmiechnięty. Jak zawsze. Znienawidziła ten wyraz twarzy już dawno temu.
- Panowie – wzięła się wreszcie w garść, głęboko oddychając. – Chciałabym, aby nasza współpraca układała się pomyślnie. Michale Winiarski, zaczekaj proszę z uwagami – dodała, widząc, że Misiek wymienia już jakieś spostrzeżenia z Zagumnym.
- Jak sobie pani życzy – powiedział dość kpiąco.
Przeszła obok tego obojętnie. Nie było teraz czasu na głupie kłótnie.
- Myślę, że powinniśmy przede wszystkim lepiej się poznać. Jestem pewna, ze dużo skuteczniejsi będziemy jako zgrana grupa. Układ szef-podwładni w ogóle mi nie odpowiada. Nie chcę być katem ani złym policjantem. Chcę, abyśmy nawiązali nić porozumienia. Choćby nikłą. Jednocześnie nie wymagam od was sympatii. Może kiedyś się do mnie przekonacie. Na razie chciałabym, abyście szanowali moje wybory oraz moje zdanie. I może, żebyście nie skreślali mnie na starcie. Jeżeli nie macie nic przeciwko, dzisiejszy trening możemy poświęcić na rozmowę, może macie jakieś pytania. Myślę, że jeden dzień takiego luzu Wam nie zaszkodzi. Od jutra zaczynamy ostrą pracę. Chyba, że nie chcecie wiedzieć nic – popatrzyła badawczo na ich twarze.
Dłuższa chwila ciszy. Już otwierała usta, aby zarządzić rozgrzewkę.
- Skąd się właściwie wzięłaś? – zapytał w pewnej chwili Rucek.
- Siadaj i opowiadaj – dorzucił Igła.
Usiadła razem z nimi po turecku na parkiecie i spojrzała na libero. Uśmiechnął się do niej dość ciepło. Spuściła wzrok bardzo stremowana. Nie lubiła opowiadać o sobie. Nie o przeszłości. Ale teraz musiała to zrobić. Musieli ją poznać, żeby jej zaufać.
- To bardzo długa historia.
- Mamy czas. Całe dwie godziny treningu – powiedział Bąkiewicz i przysiadł się bliżej, opierając plecami o ścianę.
Otoczyli ją ciasnym kołem. Jedni wyprostowali nogi, inni położyli się na brzuchu, jeszcze inni wsparli ściany wielkiej hali.
- Okej… Pytacie o to skąd się wzięłam trenersko, jak rozumiem.
- Skąd w ogóle siatkówka.
- Skąd… Mama grała, kiedy miałam osiem lat zapisała mnie do klasy sportowej. Tak wyszło. Później jeszcze trochę sobie grałam. Mając szesnaście lat musiałam zrezygnować z gry przez niestabilne stawy skokowe. Kontuzje męczyły mnie do tego stopnia, że kompletnie wypadłam z obiegu, nie było sensu dalej zajmować miejsca w zespole zawodniczkom, które mogłyby się przydać. Wówczas wyjechałam. I tu zaczyna się trenerska część historii. Mając te szesnaście lat i nieciekawą sytuację w domu, kompletnie nie dogadywałam się z rodzicami, a dali mi wolną rękę, razem z moim ówczesnym, nieco starszym chłopakiem, który dobrze grał w siatkówkę i podpisał kontrakt we Włoszech, wybyłam do Italii.
Zawiesiła głos. Nikt nie miał świadomości, że chłopak, o którym mowa, siedzi właśnie wśród nich i patrzy w nią jak w obrazek. Ona też na to nie zważała.
- Po dwóch latach rozpadło się to jednak z hukiem. W tak zwanym międzyczasie brałam nauki, i tu uwaga, krzyżują się drogi moje i Anastasiego, bo właśnie u niego kształciłam się trenersko. Pracował wówczas z jednym z włoskich klubów. Wychowywał mnie, nie ukrywam. Szesnastolatka bez rodziców miała wiele nienormalnych pomysłów, on trzymał mnie w ryzach. Jest dla mnie jak drugi ojciec. Idąc dalej. Po dwóch latach spędzonych we Włoszech, czyli jako osiemnastoletni podlotek, wybyłam do Rosji. Mój siatkarz przeniósł się wtedy do Stanów i tam kontynuował karierę. Słuch o nim zaginął dla mnie całkowicie, jeśli tylko migało mi jego nazwisko to robiłam wszystko, żeby nie wiedzieć nic. Bałam się, że mogłabym go znowu spotkać. Mówię o tym, bo wpływało to w dużym stopniu na zawodowe decyzje które podejmowałam. W Rosji współpracowałam raczej z klubami nieco niższego rzędu, z samego dołu tabeli. Mam skończoną szkołę średnią, konkretniej liceum, nieźle zdaną maturę. W tym roku kończę AWF, myślę o kolejnych studiach.
Zakończyła i uniosła wzrok bardzo niepewnie. Siedzieli zasłuchani, nawet Winiarski.
- Czyli Andreę znasz od dawna?
- Tak. I nie wchodziłam mu do łóżka. Po prostu wychował mnie, zna moje możliwości i chciał dać mi szansę, a ja zrobię wszystko, aby go nie zawieść. Wiem, że będzie Nam dużo pomagał.
- Kim jest ten siatkarz? Nadal gra?
- Nawet tu jest – odezwał się Wlazły i spojrzał jej w oczy.
Jej zęby mocno zacisnęły się na dolnej wardze.
- Mariusz? – spytał zdziwiony Ignaczak.
Atakujący odpowiedział tylko zawadiackim uśmiechem patrząc w oczy dziewczyny. Pokręciła głową na znak, ze nie chce, aby Wlazły odpowiadał na to pytanie i w ogóle o tym opowiadał.
- Niektórzy ludzie się nie zmieniają – stwierdziła tylko widząc ten uśmiech i delikatnie uniosła się z parkietu. – Mam nadzieję, że rozwiałam choć część waszych wątpliwości. Gdybyście chcieli zobaczyć moje referencje czy w ogóle jeszcze o coś zapytać, zapraszam do mojego pokoju. Tymczasem dziękuję za uwagę.  Wieczór macie już wolny, chciałabym jedynie zobaczyć Was w komplecie na kolacji i żebyście jutro byli w pełni sprawni. Rano zaczynamy od treningu – zakończyła bardzo spokojnie.
Czuła, jakby kamień spadł jej z serca. Ta rozmowa wcale nie musiała nic zmienić, nic ułatwić, jednak poczuła dziwną ulgę, opowiadając im tę historię. Historię swojego życia. Historię, którą nie dzieliła się z nikim. Wreszcie historię, które oczyściła ją chyba z większości zarzutów.

_____________________________

Niech Was nie zmyli nic, co pojawiło się w tym rozdziale. Nie wyciągajcie pochopnych wniosków ;))).
Jeśli chodzi o ankietę. Chciałam zauważyć, że trafił ją szlag. Tzn. obcięło połowę głosów o.O Wbrew zarzutom, nie jestem Putinem i nie fałszuję wyborów :P. W głosowaniu wygrał Kubiak, drugie miejsce miał Wlazły. I cóż, fajnie było poznać Wasze zdanie, stwierdziłam jednak, że sama jeszcze pomyślę, jak to się potoczy.

Do następnego.
A.

00. Ankieta

Cholernie ważna sprawa. 
Wobec głosów, które ujrzałam w komentarzach nie mogę pozostawać obojętna. Miał być Kubiak, ale nie chcecie. Dlatego właśnie powstała ANKIETA (po prawej stronie, na górze). Proszę pomóżcie mi podjąć decyzję :).
Z góry dzięki. 

A.

EDIT:
Dodam tylko, że wybrany w ankiecie bohater będzie powracającym z przeszłości, ale nie najważniejszym czy głównym! 

czwartek, 1 listopada 2012

3. Złośliwi mówili na nią niewinna.


- Niektórzy na karierę pracują latami, inni potrafią dać dupy odpowiedniej osobie – powiedział Winiarski, patrząc na nią.
Nie zauważyła tego wzroku, stojąc w kącie windy ze spuszczonymi oczami. Przecież wcale nie musiała. Nikt nie musiał widzieć obiektu spojrzenia Michała, żeby zrozumieć, kogo ma na myśli. Zacisnęła tylko zęby i uniosła wzrok. Brakowało jej odwagi. Nie miała na tyle siły, żeby walczyć z tymi cholernymi pomówieniami. Nie wiedziała nawet, co ma mu powiedzieć.
- Z nikim nie spałam – powiedziała bardzo cicho, a on odpowiedział głośnym  śmiechem.
- Wciskaj takie brednie mediom, a nie nam, dobra? Skoro już musimy Cię znosić, to bądź chociaż uczciwa – zaapelował.
Przymrużyła lekko oczy. Czuła, że niemoc odchodzi. Prawda była taka, ze jeśli już miała z nimi współpracować, to nie mogła im pozwolić, żeby weszli jej na głowę.
- Słuchaj, skoro nie wiesz, na jakiej podstawie zostałam wybrana, to idź do Anastasiego i go zapytaj. A Twoje wątpliwości co do moich umiejętności postaram się rozwiać na najbliższych treningach.
- Będzie trudno.
- Tobie utrzymać się w kadrze też nie musi być łatwo.
- Grozisz mi wyrzuceniem? Nie wiesz, Mała, z kim rozmawiasz!
- Chyba Ty nie wiesz. To, że masz na nazwisko Winiarski o niczym nie świadczy. Nazwisko nie gra. Udowodnij, że się tu nadal nadajesz, bo ostatnio nie idzie Ci najlepiej – przypomniała mu, twardo patrząc w jego oczy.
Była dumna z faktu, że głos nie złamał jej się ani razu. Walczyła ze sobą, czując w gardle łzy. Nie miał prawa jej obrażać. Nie mógł wypowiadać się w ten sposób. Reszta zawodników stała obok i uważnie przysłuchiwała się jej słowom. Jedni byli po stronie Michała, nie chcąc zaakceptować rządów kobiety, inni po jej stornie, wiedząc, że jest wystarczająco trudno i nie należy jej skreślać jeszcze przed pierwszym treningiem.
- Cudów nie ma. Miałaś ty kiedyś, Dziecko, piłkę do siatkówki w dłoni?
- Miałam. Przez 8 lat codziennie, wchodząc na boisko, a przez ostatnie sześć jako pomocnik trenera lub trener, wyobraź sobie. A teraz idźcie się przebrać, spotykamy się za godzinę w hali. Obecność obowiązkowa – podkreśliła, wyprzedzając pytanie buntownika.
Szybko wydostała się z windy i wydobyła klucz do pokoju. Przyglądali się jej długim nogom, które szybko kroczyły po dywanie, znikając później w progu. Kurek uśmiechnął się lekko i popatrzył na wściekłego Winiara.
- Zadziora – powiedział, poruszając brwiami.
- A taka była grzeczna i nieśmiała na obiedzie – dodał Jarosz, a Bąkiewicz tylko się uśmiechnął.
- To będzie ciekawa współpraca – mruknął z uznaniem i razem z kolegami ruszył w stronę swojego pokoju.

Spojrzała w lustro. Kogo widziała? Nieco zagubioną postać, która potrafiła walczyć o swoje. O to chyba w życiu chodziło. Nie miała czasu się teraz nad tym zastanawiać. Złapała swój czarny dres i białą koszulkę z napisami. Kątem oka rzuciła jeszcze na podpisany kontrakt ze Skrą i uśmiechnęła się do siebie. Nowe życie. Całkiem nowe. Bez wspomnień. Bez niego. 
- Tu masz listę powołań – powiedział Mirek, wchodząc do jej pokoju.
Wiązała akurat włosy w kitkę. Długi, gładki kucyk dyndał jej po plecach, gdy zapoznawała się z kolejnymi nazwiskami. Szeroka, choć już chyba nieco okrojona kadra. Zagumny, Żygadło, Łomacz i Woicki. Jakoś to będzie. Libero. Ignaczak i Zatorski. Później Możdżonek, Nowakowski, Czarnowski, Kłos i Kosok. Atak. Jarosz, Gromadowski, Bartman i Wlazły. I przyjęcie. Bąkiewicz, Kurek, Winiarski, Ruciak, Mika i Kubiak. Odłożyła kartkę i uśmiechnęła się do siebie. Szybko jednak do niej wróciła. Jedno z nazwisk spowodowało zawał serca. Mówiła coś o zaczynaniu od nowa? Może o tym myślała? Cóż. Cały misterny plan też w pizdu.

_______________________________________

Trzeci oddaję.
I zapraszam na fejsa. 
Buziak.
A.

0. Ogłoszenie parafialne

Jeżeli, moje Drogie, zainteresowane jesteście faktem, iż owy blog posiada swoją stronkę na fejsiku, serdecznie zapraszam o tutaj :D.

Z pozdrowieniami.
A.

ps. Nowy rozdział być może za parę chwil.

wtorek, 30 października 2012

2. Nie przejmuj się. Każdy, nawet najgorszy dzień, ma swój kres.


Siedziała na murku w cieniu. Obracała w dłoniach długiego, damskiego papierosa. Ile razy już obiecywała, że to rzuci. Miała zmienić całe swoje życie. I mało z tego wyszło. Odcięcie się od niektórych ludzi, nie z własnej woli z resztą, było nakazane, inaczej się nie dało. Nic tu nie zależało od niej. Ale gdy sama miała podjąć jakąś decyzję, zwyczajnie ją to przerastało. I co z tego? Przecież nie każdy musi podejmować tak radykalne kroki. Nie każdy musi decydować za siebie i za innych. Niektórzy nie muszą wcale. Wróciła myślami do tamtych dni. Mogła się sprzeciwiać. Mogła przecież urządzić większa histerię. Mogła wpaść na jakiś głupi pomysł, żeby go zatrzymać. Ale skoro coś się kończy, to po co. Bolało jedynie to, jak się odciął. Kompletnie. Bez reszty. Zostawił ją całkiem samą. Uniosła wzrok, widząc, że ktoś stoi przy niej.
- Niesportowy tryb życia – zauważył ciepłym głosem, a ona starała się mieć jak najmniej przerażoną minę.
- Nie mam zapalniczki – wyznała cicho i zacisnęła powieki, pozbywając się spod nich gorących kropel.
Szybko je wytarła, wierzchem bladej dłoni, i spojrzała na towarzysza. Czekoladowooki wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i podał jej ją bardzo powoli, delikatnie. Jakby nie chciał jej spłoszyć. Jakby była jakimś zającem, którego trzeba oswoić. Wzięła ją z jego długich, chudych, nieco powykrzywianych od lat gry, palców i podpaliła truciznę, której zażywanie dawało jej tyle przyjemności. Zaciągnęła się słodkim dymem, wpuściła go do płuc, pozwoliła dłużej zagościć w swoim organizmie. Przyglądał jej się uważnie. Powoli wypuściła ciemną chmurkę z ust krztusząc się przy tym głośno. Zaśmiał się i zabrał jej papierosa.
- Pierwszy raz w życiu widzę kogoś, kto dusi się od damskich – powiedział, kręcąc lekko głową. – Michał – dodał, wyciągając do niej dłoń.
Dużą, męską dłoń. Jej mała, krucha, babska rączka, z paznokciami pomalowanymi pół na pół, na fioletowo i czarno, szybko zniknęła w jego pewnym, ale delikatnym i ciepłym uścisku.
- Wiedźma, która spowodowała, że Anastasi jest chory i musi zrezygnować ze stanowiska. Miło mi – powiedziała bardzo cicho i spojrzała mu w oczy.
- Ja tak nie uważam – odparł, jakby chciał podnieść ją na duchu, jakoś wspomóc.
- Chociaż jeden.
- Wcale nie jeden. Nikt nie ma po prostu odwagi głośno przyznać, że Winiar nie ma racji – wyjaśnił szybko i oddał nowej znajomej papierosa, za którym ciągle wodziła wzrokiem.
Odpowiedziała tylko nikłym, nietrwałym uśmiechem. Nie chciało jej się wierzyć w jego słowa. Na pewno kłamał, żeby tylko poprawić jej humor. Chociaż w sumie. Niby po co miał to robić? Uniosła znów wzrok na jego oczy i lekko zagryzła wargę.
- Nie bądź taka podejrzliwa. Naprawdę są wśród nas dobrzy ludzie – roześmiał się i podał jej dłoń, wstając.
Papieros w trakcie rozmowy i tak wypalił się sam niemal do filtra. Zaciągnęła się po raz drugi i przy okazji ostatni, tym razem szybko pozbywając się dymu, żeby już się nie zbłaźnić.

- Coś nie wraca nasza nowa gwiazda. Mówię wam, ona bierze tę posadę tylko po to, żeby zaistnieć, żeby się wypromować. Nie ma żadnego doświadczenia. Nic. Kompletnie. Nie wiem, czemu Andrea wybrał właśnie ją, ale nie zdziwię się, jeśli po prostu wlazła mu do wyra – skończył swą tyradę, nadziewając się na złowrogie spojrzenia.
- Nie przeginaj – warknął jeden z niższych zawodników i dokończył surówkę. – Może jest dobra? Nie możesz jej oceniać, nic o niej nie wiesz.
- Ty wiesz za to na tyle dużo, żeby jej bronić – zaczął Żygadło.
- Oj przestań. Dobrze wiesz, że nie lubię skreślać ludzi przedwcześnie.
- Taak. Tym bardziej takich ładnych panienek, co? Już was owinęła wokół palca. Ja tam jestem tego zdania, co Winiar. Niech się wykaże, może wtedy zmienię poglądy – powiedział Zagumny i wstał od stołu. – Zobaczcie, z kim wraca.
- Bąku już dupy wyrywa – rzucił Ruciak, też niezbyt przychylnie patrzący na nową szefową.

Weszła powoli do sali tuż przed nim i zacisnęła wargi, czując na sobie milion spojrzeń. Podeszła do swojego krzesła i zajęła miejsce, odgarniając włosy.
- Widzę, że złapałaś już wspólny język z jednym z nich. Dobrze. Nie denerwuj się, Mała, oni będą się do Ciebie przekonywali bardzo powoli. Wiesz jak to jest.
- Wiem – ucięła krótko.
- Panowie. Wrócicie zaraz do swoich pokojów, odpoczniecie trochę, a o 16 pierwszy trening z nową trenerką.
- Obowiązkowy? – spytał Winiar.
- A kiedyś były nie? – zapytał Przedpełski, unosząc brew, a przyjmujący zamilkł, dopijając swoje wino.
Rozejrzała się po twarzach tak dobrze jej znanych. Teraz jednak kompletnie obcych. Trochę tak, jakby pierwszy raz w życiu widziała tych wszystkich mężczyzn. I chociaż znała na pamięć datę urodzenia, zasięg w ataku i numer każdego z nich, dzisiaj dotarło do niej, ze nie wie o nich nic. Bo każdy kolejny przeczytany wywiad, każda rozmowa z Andreą, to jednocześnie dużo i mało. To góra lodowa. Niby wielka, a jednak nic, bo może zniknąć w każdej chwili i nie mieć żadnego znaczenia. Spuściła głowę, zastanawiając się, jak dużo jeszcze przed nią. Jak dużo pracy i wysiłku będzie kosztowało ją samo wkupienie się w ich łaski.
- Nie skupiaj się na tym, żeby im się przypodobać. To Twoi zawodnicy, to drużyna, którą będziesz kierować. Oczywiście łatwiej jest, jeśli tworzycie rodzinę, ale jeśli tak się nie da, to wystarczy szacunek. Tego od nich wymagaj. To podstawa takiej pracy – mówił Andrea po angielsku tuż do jej ucha, po czym znów zabrakło mu powietrza.
Popatrzyła na niego i szybko sięgnęła po wodę, nalewając jej do szklanki. Podziękował mrugnięciem i dopił płyn, uspokajając oddech. Poważnie chore gardło nie pozwalało na dalsze wykonywanie swoich obowiązków. Musiał rozstać się z czymś, co kochał najbardziej na świecie. Z czymś, co było całym jego życiem.
- Pomagaj mi, błagam. Nie poradzę sobie – przyznała cicho, a trener objął ją ramieniem i ucałował we włosy.
- Jesteś dla mnie jak córka – powiedział do jej ucha i pogłaskał po plecach.
- Będziesz najlepsza – dodał Gardini, który zostawał tu z nią i miał wspierać ją na każdym kroku.
- Kadrę powołał Ci Andrea i na razie nie możesz robić żadnych zmian. Na Ligę jedziesz z wybranym z tej szerokiej kadry swoim składem. Przecież wiesz, jak to wszystko wygląda, nie będę ci tłumaczył – zakończył szybko Przedpełski i poklepał ją po plecach. –Do pracy – dodał jeszcze, gdy podchodziła już do windy. 


_______________________________________

Dziękuję za miłe przyjęcie. Oddaję drugi rozdział. 
Buziak. 
A.

niedziela, 28 października 2012

1. A miało być tak pięknie. Miało nie wiać w oczy nam.


- To, że Anastasi Cię wybrał, nie znaczy, że my będziemy współpracować – powiedział wprost Winiarski i odwrócił się, wychodząc z sali konferencyjnej. 
Ubrana w fioletowo-czarną sukienkę stała przy długim stole, a Prezes Przedpełski dyskutował z Andreą śmiejąc się w głos. Stan zdrowia Anastasiego wykluczał dalszą pracę z kadrą. Jej czarne szpilki zostawiły dwa drobne wgłębienia w puszystym, bordowym dywanie. Mocno zaciśnięte wargi wzbudziły niepokój jednego ze współpracowników. Gardini podszedł i łamanym angielskim spytał, czy wszystko dobrze. Odparła, że tak. Nie wypadało narzekać na podwładnych jeszcze przed rozpoczęciem pracy.
- Muszą przywyknąć – powiedziała sobie w myślach, widząc gromy ciskane z niby anielskich oczu Winiara. 
Reprezentanci zebrali się przed drzwiami zażarcie dyskutując. Nie przyglądała im się zbyt długo, a podejść się bała. Nie miała prawa wchodzić w tak zgraną grupę. Bała się, że nie podoła. Andrea wybrał ją, bo wiedział, jak silną ma osobowość. Teraz zgubiła ją jednak wraz z bezbarwnym błyszczykiem, tuż przed wyjściem z domu. 
- Panowie! – krzyknął Pan Mirek i wszystko ucichło. – Zapraszam na uroczysty obiad – powiedział z uśmiechem.
Nie wyobrażała sobie takiego życia. To znaczy, owszem. Nie raz o tym myślała, nie raz opisywała to w milionach nieuporządkowanych zeszytów. Ale co jej dziś z tych wszystkich notatek, skoro tej wersji nie zakładała. Tak wrogiego nastawienia grupy naprawdę sympatycznych ludzi nie spodziewała się nawet w najgorszych koszmarach. 
- Jak się czujesz? – zapytał Andrea, zanosząc się po tym długim kaszlem. 
Skrzywiła się nieco przerażona. Najkrótsza wypowiedź wywoływała u niego ataki kaszlu i duszności. Szybko sięgał wtedy po inhalator i szklankę wody. Gdy oddech się uspokoił, złapała go delikatnie pod ramię, które zaoferował. Powoli, niczym ojciec prowadzący pannę młodą przed ołtarz, wprowadził nowicjuszkę do sali restauracyjnej i odsunął jej krzesło. Delikatnie na nim przycupnęła, widząc mało przychylne spojrzenia. Czekoladowe oczy były chyba jedynymi, które dawały jakąkolwiek nadzieję.


Przyglądał jej się od dłuższej chwili. Długie, proste, ciemne włosy opadające na plecy, prawie aż do bioder. Zielone oczy, nieco teraz przerażone, otoczone długimi, ciemnymi rzęsami. Delikatny makijaż, dodający im jednak niesamowitej wyrazistości. Fioletowo-czarna sukienka, podkreślająca jej porcelanową cerę. Tak krucha istota miała teraz objąć panowanie nad tłumem facetów? Tłumem, który wcale jej nie chciał.

Nieśmiało zaczęła jeść ciepłą zupę. Powolnie zamaczała dużą łyżkę i jeszcze wolniej unosiła ją do ust. Takiego życia chciała? Teraz śmiała się sama z siebie. Gdzie się pchałaś, głupia? Za wysokie progi. AWF w trakcie, praktyki od szesnastego roku życia i skończone milion kursów nie znaczyło jeszcze o umiejętnościach prowadzenia takiej drużyny do zwycięstwa. Uniosła znów oczy, starając się nie poruszać głową. Obserwowała ich ukradkiem. Większość była zła. Wyraźnie zła. Zaciśnięte wargi, zęby czy napięte mięśnie i złowrogie spojrzenie dawały znać o ich nastawieniu. Spojrzała na Winiarskiego. Przewodniczący buntu spoglądał właśnie w jej stronę. Uniósł lekko brew, jakby chciał spytać, na co liczyła, pchając się w tych wysokich bucikach w ich świat. Zamknięty, elitarny krąg, do którego wejść mogą tylko najlepsi. Ona na razie była nikim. Gdzie w tym logika? Dlaczego poprzednik wybrał akurat ją, skoro nie miała jeszcze żadnych znaczących osiągnięć? Powoli wypuściła powietrze z płuc i dotarło do niej, czego właśnie potrzebuje. Papierosa. Przeprosiła na moment i wstała od stołu, dyskretnie łapiąc torebkę i niemal chyłkiem wychodząc z przepełnionej testosteronem sali.

- Już zrezygnowała? – zakpił Winiarski, zaczynając drugie danie. 
- Nie rozumiem, czemu z góry ją skreślacie – jedyny, który otwarcie stanął w jej obronie.
Dobrze wiedział, że nie będzie łatwo. Że jej musi być cholernie trudno. Po takich poprzednikach nie da się po prostu wejść w temat i dorównać. 
- A Ty co? Wpadła Ci w oko? – zapytał Żygadło, a on lekko pokręcił głową.
- Nie będę z wami w ten sposób dyskutował – powiedział tylko bardzo dojrzale.
Nie był właścicielem tych czekoladowych oczu, które wcześniej dokładnie zbadały jej sylwetkę. On wyszedł. Tuż za nią, pod pretekstem wyjścia do łazienki, wymknął się na długi korytarz i podążył w stronę wyjścia. 


___________________________

Witam. Po roku, albo i dwóch, znów witam. 
A.