sobota, 10 listopada 2012

5. I czyja to wina? Nie wiem. Wodzi nas za nos przeznaczenie.


- Przyznać się, który? – zapytał Bąkiewicz, wchodząc do szatni.
Głośny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Nikt jednak nie był zbyt skory do wyznań.
- Ja nie, ja mam żonę – zaśmiał się Ignaczak i popatrzył na Bąkiewicza. - A po co Ci ta wiedza, Michaś? – zapytał nieco podejrzliwie, a czekoladowooki roześmiał się w głos.
- Nie chciałem wypytywać jaka jest w łóżku, po prostu jestem ciekaw, który z nas był tym szczęściarzem. Widziałeś te nogi?! – Bąku zgrywał się niesamowicie.
I wiedzieli o tym wszyscy. Nie o nogi tu chodziło.
- Mario, podziel się wiedzą.
- Nie – uciął krótko Szampon, zmieniając koszulkę.

Rozczesywała właśnie poplątane włosy patrząc w lustro. Zmieniła się? Bardzo. On ją zmienił. A raczej jego brak. Wyciszyła się, odsunęła, pochłonęła ją praca. Wyłącznie praca. Od rana do wieczora, w tygodniu i w weekendy, wciąż i na okrągło. Usiadła w fotelu i zaczęła przeglądać włoskie notatki Anastasiego. Zatrzymała się na moment. Odpocznij. Poczytaj książkę, odpręż się.
- Muszę pracować – szepnęła, odpowiadając sama sobie.
Odetchnęła powoli i otworzyła okno, żeby wpuścić do pokoju odrobinę świeżego powietrza. Rozsiadła się wygodnie na parapecie, tak jak to robiła zawsze we Włoszech (w Rosji nieco rzadziej, bo tam było chłodniej) i zagłębiła się w lekturze pochyłego charakteru pisma.

- Nie – odpowiedział tylko na pytanie kolegów, czy idzie z nimi pograć na playstation.
- No weź, co Ci jest – zapytał zdziwiony Bartman, stukając go w ramię.
- Nic, chcę odpocząć.
- No ale.
- Daj mu spokój – powiedział Ignaczak, widząc zaciętą minę.
Szybko zniknęli z pokoju, zostawiając go w samotności. Włożył na uczy duże słuchawki i pogrążył się w zadumie. Ani trochę się nie zmieniła. Nadal potrafi porządnie krzyknąć, pięknie opowiadać, ma ten sam ciepły głos i te same piękne, krągłe…
- Uspokój się, to Twój szef do cholery! – skarcił się w myślach i podszedł do okna.
A przed nim rozciągał się widok piękny i spokojny. Prawie tak spokojny jak ona, gdy jeszcze szczęśliwie zasypiała w jego ramionach. Wspomnienia tych nocy powracały za każdym razem, gdy zostawał sam. A nie działo się to zbyt często. Gdy odszedł, zostawiając ją całkiem sama, rzucił się w wir kolejnych imprez. Nie liczyło się nic. Nawet gra zeszła na dalszy plan. Dopiero przyjaciel, całkiem nowy, poznany przypadkiem Bartman, który nawinął się w jednym z kolejnych klubów, pokazał mu, że da się imprezować i nie tracić formy. Dzięki niemu trafił do kadry. Mariusz odwrócił się od niego całkowicie. Nie raz za nimi tęsknił. Za Nią i za Wlazłym. Ale po tym co zrobił, doskonale wiedział, że nie zasługuje na ich przyjaźń. Ba, nawet na odrobinę uwagi. Zepsuł wszystko, a później zamiast walczyć, uciekł jak ostatni tchórz, zostawiając ją samą.

- Jeśli myśli, że takimi gadkami coś wskóra, to naprawdę będę musiał ją wyprowadzić z błędu – stwierdził Winiarski, zakładając buty.
- Odpuść. Przecież nie wiesz jak to będzie wyglądało – powiedział Kosa, dojeżdżając właśnie do mety przed Kurkiem.
- Zawsze musisz mnie wyprzedzać?! – spytał obrażony Bartek, który prowadził przez cały wyścig, a na końcu został w zawrotnym tempie minięty przez środkowego.
Playstation było jedną z ich ulubionych rozrywek. Zaraz po grze w karty, bo w to bawili się wszyscy, bez względu na wiek, staż w kadrze, przynależność klubową czy cokolwiek innego. Przy pokerze dochodziło niemal do walk bratobójczych, gdy Ignaczak z Nowakowskim licytowali się w ostatniej rozgrywce.
- Już ja wiem, jak to będzie wyglądało. Ona będzie się promowała, wy będziecie ją nosili na rękach, a mnie nikt nie będzie słuchał – wróżył przyjmujący.
- Winiar. Zamknij się wreszcie – powiedział zdenerwowany przegraną i bredzeniem kumpla Kuraś.
Bartek był słodkim dzieciakiem. Nigdy nie był wrogo nastawiony przed faktem. Nie było tak, że lubił wszystkich, ale żeby dostać się na czarną listę, trzeba było mu porządnie podpaść. Jak Zibi. Ich dwóch lepiej było nie zostawiać samych. Zawsze kończyło się to piekielną kłótnią, a niekiedy nawet rękoczynami.

- Idzie Pani na obiad? – zapytał Michał, zaglądając do jej pokoju.
Siedziała nadal na parapecie w laptopem na kolanach. Uniosła na moment wzrok znad klawiatury i kiwnęła głową, ciepło się uśmiechając.
- Za moment.
- To ja zaczekam. Można? – był tak grzeczny i ułożony.
Jako jeden z niewielu w tej kadrze nie wpadał do pokoju z wrzaskiem i bez pukania.
- Jasne. Zapraszam – wskazała na łóżko, żeby spokojnie sobie usiadł i dokończyła dwie ostatnie linijki.
- Długo z nim byłaś?
- Dlaczego najbardziej interesuje was matrymonialna strona mojej kariery? – zaśmiała się nerwowo, starając się uniknąć odpowiedzi.
Michał patrzył jednak bardzo cierpliwie w jej oczy i czekał na odpowiedź. Uciekła wzrokiem i odłożyła laptopa na stolik, wprowadzając go w stan uśpienia.
- Jakiś czas. Byliśmy szczeniakami, ale kochaliśmy się nad życie. To znaczy. Ja jego. Bo on mnie chyba jednak nie aż tak bardzo – powiedziała bardzo otwarcie jak na siebie i spojrzała zdziwiona w ziemię.
Dlaczego ja Ci to mówię? – spytała w myślach i uniosła wzrok na Bąkiewicza. Świdrował ją czekoladowym spojrzeniem wyraźnie zainteresowany.
- Kto to? – zapytał bardzo bezpośrednio.
Zaśmiała się tylko i znalazła klucz do pokoju.
- Idziemy na ten obiad? – spytała, patrząc na niego.
- Przecież i tak się dowiemy.
- Może jednak nie – powiedziała cicho.
Wolała, żeby to nie wyszło na jaw. Była upokorzona. Cholernie upokorzona tym głupim rozstaniem. A najbardziej bolało wspomnienie tego, że odpuścił, nie walczył. Nie zrobił nic, aby to naprawić. Po prostu odszedł. Jak ostatni tchórz!

Usiedli przy stoliku. Bartman spojrzał na przyjaciela i uniósł brew.
- Co jest grane? – zapytał przyglądając mu się uważnie.
- Daj mi spokój – mruknął chłopak, unosząc wzrok na Zbyszka.
- To Ty! – powiedział bardzo odkrywczo atakujący i przez dłuższą chwilą nie mógł podnieść szczęki z podłogi.
- A tylko komuś powiedz! – warknął spanikowany i zaczął mieszać w talerzu pełnym zupy.
- To jest ta Zuza! Ta sama! – przeżywał nadal Zibi, nie mogąc w to uwierzyć.
Był zszokowany, że drogi mogą się tak krzyżować. Na pewno nie tak, jak Zuza. Przyjechała tu pewna, ze uciekła od przeznaczenia. Nieświadoma składu, w jakim zastanie kadrę, zgodziła się bez wahania. A teraz z każdą chwilą żałowała coraz bardziej. Tym bardziej, gdy pojawiał się w polu widzenia.
Drogę do restauracji przemilczeli. Bąkiewicz otworzył jej drzwi i puścił przodem, torując jej później drogę między stolikami. Szła za nim aż dotarła do swojego miejsca.
- Smacznego – powiedział cicho, nieco zawiedziony tym, że nie poznał prawdy.
- Tobie też, Michał – uśmiechnęła się ciepło.
Spokojny obiad przerwał nagły huk otwieranych drzwi.
- Bal sportowca jest pojutrze – krzyknął Przedpełski na powitanie i przedefiladował przez całą stołówkę rozdając każdemu z siatkarzy wejściówkę.
- Z osobą towarzyszącą. Musze kogoś skołować – stwierdził Rudy, patrząc na Kurasia.
- Ja z Tobą nie pójdę, nawet o tym nie myśl! – krzyknął oburzony Bartek, wywołując tym śmiech zebranych.
- Zniszczyłeś jego marzenia – powiedziała dość nieśmiało, a Jarosz przytaknął.
- No właśnie! Pani trener mnie rozumie! – stwierdził pewnie i, idąc po drugie danie, przybił z nią piątkę.
Wstrzymała oddech rozglądając się po ich twarzach. Jedni uśmiechali się ciepło obserwując ją uważnie, inni dyskutowali między sobą z zaciętymi minami. Tylko Kubiak siedział jak zbity pies, nie mając odwagi spojrzeć w oczy tej kobiety. Kobiety, która kiedyś kochała zbyt mocno.

_______________________________

Przed chwilą prawie umarłam, bo jestem bardzo udana i zapomniałam jakiego mam maila. Pół godziny poszukiwań doprowadziły mnie niemal do łez, a wystarczyło zwyczajnie zamienić kolejność nazwiska z imieniem w adresie xD.
Przerwa długa, ale musicie mi wybaczyć. Nawał pracy nie pozwolił wcześniej.
Byłby wczoraj, ale bawiłam się na balu w rytm "Ona tańczy dla mnie", świętując niepodległość Naszego kraju nad Wisłą.
Do następnego ^^.
A.

sobota, 3 listopada 2012

4. I tak nie będziemy się więcej już znać. I tak nasze usta nie będą już ze sobą więcej grać.


- Przeoczyłam Cię w czasie obiadu – przyznała po wejściu na halę.
Wiązał akurat buty, siedząc na ławce przy jej stoliku. Odłożyła na jasny blat plik kartek, nawet na niego nie patrząc. Była obojętna do granic możliwości.
- Może dlatego, że mnie na nim nie było – odpowiedział, stając przed nią.
Zmusił ją tym samym do uniesienia wzroku na jego oczy.
- Nic się nie zmieniłaś. A na pewno nie urosłaś – zauważył z lekkim, zawadiackim uśmiechem.
- Rozgrzewaj się – syknęła przez zęby.
To było cholerny błąd. Z każdą chwilą coraz bardziej przekonywała się o tym, jak wielką pomyłką było podpisanie tej umowy. Poprawiła kitkę i stanęła przy bocznej linii boiska.
- Panowie! – krzyknęła bardzo głośno.
Zdziwili się. Nikt z nich nie uważał, że w tak drobnej osóbce może skrywać się tak donośny głos. Nie raz jeszcze miała ich zaskoczyć.
- Miło mi widzieć Was w komplecie na pierwszym treningu. Szczególnie niektórych. Dziękuję, że stawiliście się wszyscy, bez względu na nastawienie do mojej osoby. Usiądźcie, proszę – powiedziała ciepło, bardzo delikatnie.
To zdecydowanie bardziej pasowało do tak kruchej postaci. Zuza była niewielka. Zarówno wzrostem, jak i posturą. Miała bardzo kobiecą figurę, jednak mimo tego była drobna. Lekko zaokrąglone biodra i pośladki były chyba jej największym atutem, zaraz obok długich nóg. Sama jednak, jak na kobietę przystało, wciąż narzekała na zbyt małe piersi i dość szerokie jej zdaniem ramiona. Teraz, gdy stała przed tłumem mężczyzn, jej bardzo blade oblicze pokryło się delikatnym rumieńcem. Miała porcelanową cerę i bardzo wrażliwą skórę. Z ciemnozielonymi oczami i czekoladowym odcieniem włosów, karnacja tworzyła silny kontrast. Nieco zdenerwowana zacisnęła drobne dłonie w pięści. Przyglądali jej się uważnie. Jedni nieco cieplej, inni chłodniej. W sumie ciężko było domyślić się na czym są skupieni. Lustrowali ją wzrokiem, a ona coraz bardziej speszona nie pamiętała co chciała im przekazać.
- Więc… - jakie to niepolonistyczne! – To znaczy… - miała wrażenie że się jąka.
Zatrzymała się na moment i spojrzała na niego. Siedział łobuzersko uśmiechnięty. Jak zawsze. Znienawidziła ten wyraz twarzy już dawno temu.
- Panowie – wzięła się wreszcie w garść, głęboko oddychając. – Chciałabym, aby nasza współpraca układała się pomyślnie. Michale Winiarski, zaczekaj proszę z uwagami – dodała, widząc, że Misiek wymienia już jakieś spostrzeżenia z Zagumnym.
- Jak sobie pani życzy – powiedział dość kpiąco.
Przeszła obok tego obojętnie. Nie było teraz czasu na głupie kłótnie.
- Myślę, że powinniśmy przede wszystkim lepiej się poznać. Jestem pewna, ze dużo skuteczniejsi będziemy jako zgrana grupa. Układ szef-podwładni w ogóle mi nie odpowiada. Nie chcę być katem ani złym policjantem. Chcę, abyśmy nawiązali nić porozumienia. Choćby nikłą. Jednocześnie nie wymagam od was sympatii. Może kiedyś się do mnie przekonacie. Na razie chciałabym, abyście szanowali moje wybory oraz moje zdanie. I może, żebyście nie skreślali mnie na starcie. Jeżeli nie macie nic przeciwko, dzisiejszy trening możemy poświęcić na rozmowę, może macie jakieś pytania. Myślę, że jeden dzień takiego luzu Wam nie zaszkodzi. Od jutra zaczynamy ostrą pracę. Chyba, że nie chcecie wiedzieć nic – popatrzyła badawczo na ich twarze.
Dłuższa chwila ciszy. Już otwierała usta, aby zarządzić rozgrzewkę.
- Skąd się właściwie wzięłaś? – zapytał w pewnej chwili Rucek.
- Siadaj i opowiadaj – dorzucił Igła.
Usiadła razem z nimi po turecku na parkiecie i spojrzała na libero. Uśmiechnął się do niej dość ciepło. Spuściła wzrok bardzo stremowana. Nie lubiła opowiadać o sobie. Nie o przeszłości. Ale teraz musiała to zrobić. Musieli ją poznać, żeby jej zaufać.
- To bardzo długa historia.
- Mamy czas. Całe dwie godziny treningu – powiedział Bąkiewicz i przysiadł się bliżej, opierając plecami o ścianę.
Otoczyli ją ciasnym kołem. Jedni wyprostowali nogi, inni położyli się na brzuchu, jeszcze inni wsparli ściany wielkiej hali.
- Okej… Pytacie o to skąd się wzięłam trenersko, jak rozumiem.
- Skąd w ogóle siatkówka.
- Skąd… Mama grała, kiedy miałam osiem lat zapisała mnie do klasy sportowej. Tak wyszło. Później jeszcze trochę sobie grałam. Mając szesnaście lat musiałam zrezygnować z gry przez niestabilne stawy skokowe. Kontuzje męczyły mnie do tego stopnia, że kompletnie wypadłam z obiegu, nie było sensu dalej zajmować miejsca w zespole zawodniczkom, które mogłyby się przydać. Wówczas wyjechałam. I tu zaczyna się trenerska część historii. Mając te szesnaście lat i nieciekawą sytuację w domu, kompletnie nie dogadywałam się z rodzicami, a dali mi wolną rękę, razem z moim ówczesnym, nieco starszym chłopakiem, który dobrze grał w siatkówkę i podpisał kontrakt we Włoszech, wybyłam do Italii.
Zawiesiła głos. Nikt nie miał świadomości, że chłopak, o którym mowa, siedzi właśnie wśród nich i patrzy w nią jak w obrazek. Ona też na to nie zważała.
- Po dwóch latach rozpadło się to jednak z hukiem. W tak zwanym międzyczasie brałam nauki, i tu uwaga, krzyżują się drogi moje i Anastasiego, bo właśnie u niego kształciłam się trenersko. Pracował wówczas z jednym z włoskich klubów. Wychowywał mnie, nie ukrywam. Szesnastolatka bez rodziców miała wiele nienormalnych pomysłów, on trzymał mnie w ryzach. Jest dla mnie jak drugi ojciec. Idąc dalej. Po dwóch latach spędzonych we Włoszech, czyli jako osiemnastoletni podlotek, wybyłam do Rosji. Mój siatkarz przeniósł się wtedy do Stanów i tam kontynuował karierę. Słuch o nim zaginął dla mnie całkowicie, jeśli tylko migało mi jego nazwisko to robiłam wszystko, żeby nie wiedzieć nic. Bałam się, że mogłabym go znowu spotkać. Mówię o tym, bo wpływało to w dużym stopniu na zawodowe decyzje które podejmowałam. W Rosji współpracowałam raczej z klubami nieco niższego rzędu, z samego dołu tabeli. Mam skończoną szkołę średnią, konkretniej liceum, nieźle zdaną maturę. W tym roku kończę AWF, myślę o kolejnych studiach.
Zakończyła i uniosła wzrok bardzo niepewnie. Siedzieli zasłuchani, nawet Winiarski.
- Czyli Andreę znasz od dawna?
- Tak. I nie wchodziłam mu do łóżka. Po prostu wychował mnie, zna moje możliwości i chciał dać mi szansę, a ja zrobię wszystko, aby go nie zawieść. Wiem, że będzie Nam dużo pomagał.
- Kim jest ten siatkarz? Nadal gra?
- Nawet tu jest – odezwał się Wlazły i spojrzał jej w oczy.
Jej zęby mocno zacisnęły się na dolnej wardze.
- Mariusz? – spytał zdziwiony Ignaczak.
Atakujący odpowiedział tylko zawadiackim uśmiechem patrząc w oczy dziewczyny. Pokręciła głową na znak, ze nie chce, aby Wlazły odpowiadał na to pytanie i w ogóle o tym opowiadał.
- Niektórzy ludzie się nie zmieniają – stwierdziła tylko widząc ten uśmiech i delikatnie uniosła się z parkietu. – Mam nadzieję, że rozwiałam choć część waszych wątpliwości. Gdybyście chcieli zobaczyć moje referencje czy w ogóle jeszcze o coś zapytać, zapraszam do mojego pokoju. Tymczasem dziękuję za uwagę.  Wieczór macie już wolny, chciałabym jedynie zobaczyć Was w komplecie na kolacji i żebyście jutro byli w pełni sprawni. Rano zaczynamy od treningu – zakończyła bardzo spokojnie.
Czuła, jakby kamień spadł jej z serca. Ta rozmowa wcale nie musiała nic zmienić, nic ułatwić, jednak poczuła dziwną ulgę, opowiadając im tę historię. Historię swojego życia. Historię, którą nie dzieliła się z nikim. Wreszcie historię, które oczyściła ją chyba z większości zarzutów.

_____________________________

Niech Was nie zmyli nic, co pojawiło się w tym rozdziale. Nie wyciągajcie pochopnych wniosków ;))).
Jeśli chodzi o ankietę. Chciałam zauważyć, że trafił ją szlag. Tzn. obcięło połowę głosów o.O Wbrew zarzutom, nie jestem Putinem i nie fałszuję wyborów :P. W głosowaniu wygrał Kubiak, drugie miejsce miał Wlazły. I cóż, fajnie było poznać Wasze zdanie, stwierdziłam jednak, że sama jeszcze pomyślę, jak to się potoczy.

Do następnego.
A.

00. Ankieta

Cholernie ważna sprawa. 
Wobec głosów, które ujrzałam w komentarzach nie mogę pozostawać obojętna. Miał być Kubiak, ale nie chcecie. Dlatego właśnie powstała ANKIETA (po prawej stronie, na górze). Proszę pomóżcie mi podjąć decyzję :).
Z góry dzięki. 

A.

EDIT:
Dodam tylko, że wybrany w ankiecie bohater będzie powracającym z przeszłości, ale nie najważniejszym czy głównym! 

czwartek, 1 listopada 2012

3. Złośliwi mówili na nią niewinna.


- Niektórzy na karierę pracują latami, inni potrafią dać dupy odpowiedniej osobie – powiedział Winiarski, patrząc na nią.
Nie zauważyła tego wzroku, stojąc w kącie windy ze spuszczonymi oczami. Przecież wcale nie musiała. Nikt nie musiał widzieć obiektu spojrzenia Michała, żeby zrozumieć, kogo ma na myśli. Zacisnęła tylko zęby i uniosła wzrok. Brakowało jej odwagi. Nie miała na tyle siły, żeby walczyć z tymi cholernymi pomówieniami. Nie wiedziała nawet, co ma mu powiedzieć.
- Z nikim nie spałam – powiedziała bardzo cicho, a on odpowiedział głośnym  śmiechem.
- Wciskaj takie brednie mediom, a nie nam, dobra? Skoro już musimy Cię znosić, to bądź chociaż uczciwa – zaapelował.
Przymrużyła lekko oczy. Czuła, że niemoc odchodzi. Prawda była taka, ze jeśli już miała z nimi współpracować, to nie mogła im pozwolić, żeby weszli jej na głowę.
- Słuchaj, skoro nie wiesz, na jakiej podstawie zostałam wybrana, to idź do Anastasiego i go zapytaj. A Twoje wątpliwości co do moich umiejętności postaram się rozwiać na najbliższych treningach.
- Będzie trudno.
- Tobie utrzymać się w kadrze też nie musi być łatwo.
- Grozisz mi wyrzuceniem? Nie wiesz, Mała, z kim rozmawiasz!
- Chyba Ty nie wiesz. To, że masz na nazwisko Winiarski o niczym nie świadczy. Nazwisko nie gra. Udowodnij, że się tu nadal nadajesz, bo ostatnio nie idzie Ci najlepiej – przypomniała mu, twardo patrząc w jego oczy.
Była dumna z faktu, że głos nie złamał jej się ani razu. Walczyła ze sobą, czując w gardle łzy. Nie miał prawa jej obrażać. Nie mógł wypowiadać się w ten sposób. Reszta zawodników stała obok i uważnie przysłuchiwała się jej słowom. Jedni byli po stronie Michała, nie chcąc zaakceptować rządów kobiety, inni po jej stornie, wiedząc, że jest wystarczająco trudno i nie należy jej skreślać jeszcze przed pierwszym treningiem.
- Cudów nie ma. Miałaś ty kiedyś, Dziecko, piłkę do siatkówki w dłoni?
- Miałam. Przez 8 lat codziennie, wchodząc na boisko, a przez ostatnie sześć jako pomocnik trenera lub trener, wyobraź sobie. A teraz idźcie się przebrać, spotykamy się za godzinę w hali. Obecność obowiązkowa – podkreśliła, wyprzedzając pytanie buntownika.
Szybko wydostała się z windy i wydobyła klucz do pokoju. Przyglądali się jej długim nogom, które szybko kroczyły po dywanie, znikając później w progu. Kurek uśmiechnął się lekko i popatrzył na wściekłego Winiara.
- Zadziora – powiedział, poruszając brwiami.
- A taka była grzeczna i nieśmiała na obiedzie – dodał Jarosz, a Bąkiewicz tylko się uśmiechnął.
- To będzie ciekawa współpraca – mruknął z uznaniem i razem z kolegami ruszył w stronę swojego pokoju.

Spojrzała w lustro. Kogo widziała? Nieco zagubioną postać, która potrafiła walczyć o swoje. O to chyba w życiu chodziło. Nie miała czasu się teraz nad tym zastanawiać. Złapała swój czarny dres i białą koszulkę z napisami. Kątem oka rzuciła jeszcze na podpisany kontrakt ze Skrą i uśmiechnęła się do siebie. Nowe życie. Całkiem nowe. Bez wspomnień. Bez niego. 
- Tu masz listę powołań – powiedział Mirek, wchodząc do jej pokoju.
Wiązała akurat włosy w kitkę. Długi, gładki kucyk dyndał jej po plecach, gdy zapoznawała się z kolejnymi nazwiskami. Szeroka, choć już chyba nieco okrojona kadra. Zagumny, Żygadło, Łomacz i Woicki. Jakoś to będzie. Libero. Ignaczak i Zatorski. Później Możdżonek, Nowakowski, Czarnowski, Kłos i Kosok. Atak. Jarosz, Gromadowski, Bartman i Wlazły. I przyjęcie. Bąkiewicz, Kurek, Winiarski, Ruciak, Mika i Kubiak. Odłożyła kartkę i uśmiechnęła się do siebie. Szybko jednak do niej wróciła. Jedno z nazwisk spowodowało zawał serca. Mówiła coś o zaczynaniu od nowa? Może o tym myślała? Cóż. Cały misterny plan też w pizdu.

_______________________________________

Trzeci oddaję.
I zapraszam na fejsa. 
Buziak.
A.

0. Ogłoszenie parafialne

Jeżeli, moje Drogie, zainteresowane jesteście faktem, iż owy blog posiada swoją stronkę na fejsiku, serdecznie zapraszam o tutaj :D.

Z pozdrowieniami.
A.

ps. Nowy rozdział być może za parę chwil.