wtorek, 30 października 2012

2. Nie przejmuj się. Każdy, nawet najgorszy dzień, ma swój kres.


Siedziała na murku w cieniu. Obracała w dłoniach długiego, damskiego papierosa. Ile razy już obiecywała, że to rzuci. Miała zmienić całe swoje życie. I mało z tego wyszło. Odcięcie się od niektórych ludzi, nie z własnej woli z resztą, było nakazane, inaczej się nie dało. Nic tu nie zależało od niej. Ale gdy sama miała podjąć jakąś decyzję, zwyczajnie ją to przerastało. I co z tego? Przecież nie każdy musi podejmować tak radykalne kroki. Nie każdy musi decydować za siebie i za innych. Niektórzy nie muszą wcale. Wróciła myślami do tamtych dni. Mogła się sprzeciwiać. Mogła przecież urządzić większa histerię. Mogła wpaść na jakiś głupi pomysł, żeby go zatrzymać. Ale skoro coś się kończy, to po co. Bolało jedynie to, jak się odciął. Kompletnie. Bez reszty. Zostawił ją całkiem samą. Uniosła wzrok, widząc, że ktoś stoi przy niej.
- Niesportowy tryb życia – zauważył ciepłym głosem, a ona starała się mieć jak najmniej przerażoną minę.
- Nie mam zapalniczki – wyznała cicho i zacisnęła powieki, pozbywając się spod nich gorących kropel.
Szybko je wytarła, wierzchem bladej dłoni, i spojrzała na towarzysza. Czekoladowooki wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i podał jej ją bardzo powoli, delikatnie. Jakby nie chciał jej spłoszyć. Jakby była jakimś zającem, którego trzeba oswoić. Wzięła ją z jego długich, chudych, nieco powykrzywianych od lat gry, palców i podpaliła truciznę, której zażywanie dawało jej tyle przyjemności. Zaciągnęła się słodkim dymem, wpuściła go do płuc, pozwoliła dłużej zagościć w swoim organizmie. Przyglądał jej się uważnie. Powoli wypuściła ciemną chmurkę z ust krztusząc się przy tym głośno. Zaśmiał się i zabrał jej papierosa.
- Pierwszy raz w życiu widzę kogoś, kto dusi się od damskich – powiedział, kręcąc lekko głową. – Michał – dodał, wyciągając do niej dłoń.
Dużą, męską dłoń. Jej mała, krucha, babska rączka, z paznokciami pomalowanymi pół na pół, na fioletowo i czarno, szybko zniknęła w jego pewnym, ale delikatnym i ciepłym uścisku.
- Wiedźma, która spowodowała, że Anastasi jest chory i musi zrezygnować ze stanowiska. Miło mi – powiedziała bardzo cicho i spojrzała mu w oczy.
- Ja tak nie uważam – odparł, jakby chciał podnieść ją na duchu, jakoś wspomóc.
- Chociaż jeden.
- Wcale nie jeden. Nikt nie ma po prostu odwagi głośno przyznać, że Winiar nie ma racji – wyjaśnił szybko i oddał nowej znajomej papierosa, za którym ciągle wodziła wzrokiem.
Odpowiedziała tylko nikłym, nietrwałym uśmiechem. Nie chciało jej się wierzyć w jego słowa. Na pewno kłamał, żeby tylko poprawić jej humor. Chociaż w sumie. Niby po co miał to robić? Uniosła znów wzrok na jego oczy i lekko zagryzła wargę.
- Nie bądź taka podejrzliwa. Naprawdę są wśród nas dobrzy ludzie – roześmiał się i podał jej dłoń, wstając.
Papieros w trakcie rozmowy i tak wypalił się sam niemal do filtra. Zaciągnęła się po raz drugi i przy okazji ostatni, tym razem szybko pozbywając się dymu, żeby już się nie zbłaźnić.

- Coś nie wraca nasza nowa gwiazda. Mówię wam, ona bierze tę posadę tylko po to, żeby zaistnieć, żeby się wypromować. Nie ma żadnego doświadczenia. Nic. Kompletnie. Nie wiem, czemu Andrea wybrał właśnie ją, ale nie zdziwię się, jeśli po prostu wlazła mu do wyra – skończył swą tyradę, nadziewając się na złowrogie spojrzenia.
- Nie przeginaj – warknął jeden z niższych zawodników i dokończył surówkę. – Może jest dobra? Nie możesz jej oceniać, nic o niej nie wiesz.
- Ty wiesz za to na tyle dużo, żeby jej bronić – zaczął Żygadło.
- Oj przestań. Dobrze wiesz, że nie lubię skreślać ludzi przedwcześnie.
- Taak. Tym bardziej takich ładnych panienek, co? Już was owinęła wokół palca. Ja tam jestem tego zdania, co Winiar. Niech się wykaże, może wtedy zmienię poglądy – powiedział Zagumny i wstał od stołu. – Zobaczcie, z kim wraca.
- Bąku już dupy wyrywa – rzucił Ruciak, też niezbyt przychylnie patrzący na nową szefową.

Weszła powoli do sali tuż przed nim i zacisnęła wargi, czując na sobie milion spojrzeń. Podeszła do swojego krzesła i zajęła miejsce, odgarniając włosy.
- Widzę, że złapałaś już wspólny język z jednym z nich. Dobrze. Nie denerwuj się, Mała, oni będą się do Ciebie przekonywali bardzo powoli. Wiesz jak to jest.
- Wiem – ucięła krótko.
- Panowie. Wrócicie zaraz do swoich pokojów, odpoczniecie trochę, a o 16 pierwszy trening z nową trenerką.
- Obowiązkowy? – spytał Winiar.
- A kiedyś były nie? – zapytał Przedpełski, unosząc brew, a przyjmujący zamilkł, dopijając swoje wino.
Rozejrzała się po twarzach tak dobrze jej znanych. Teraz jednak kompletnie obcych. Trochę tak, jakby pierwszy raz w życiu widziała tych wszystkich mężczyzn. I chociaż znała na pamięć datę urodzenia, zasięg w ataku i numer każdego z nich, dzisiaj dotarło do niej, ze nie wie o nich nic. Bo każdy kolejny przeczytany wywiad, każda rozmowa z Andreą, to jednocześnie dużo i mało. To góra lodowa. Niby wielka, a jednak nic, bo może zniknąć w każdej chwili i nie mieć żadnego znaczenia. Spuściła głowę, zastanawiając się, jak dużo jeszcze przed nią. Jak dużo pracy i wysiłku będzie kosztowało ją samo wkupienie się w ich łaski.
- Nie skupiaj się na tym, żeby im się przypodobać. To Twoi zawodnicy, to drużyna, którą będziesz kierować. Oczywiście łatwiej jest, jeśli tworzycie rodzinę, ale jeśli tak się nie da, to wystarczy szacunek. Tego od nich wymagaj. To podstawa takiej pracy – mówił Andrea po angielsku tuż do jej ucha, po czym znów zabrakło mu powietrza.
Popatrzyła na niego i szybko sięgnęła po wodę, nalewając jej do szklanki. Podziękował mrugnięciem i dopił płyn, uspokajając oddech. Poważnie chore gardło nie pozwalało na dalsze wykonywanie swoich obowiązków. Musiał rozstać się z czymś, co kochał najbardziej na świecie. Z czymś, co było całym jego życiem.
- Pomagaj mi, błagam. Nie poradzę sobie – przyznała cicho, a trener objął ją ramieniem i ucałował we włosy.
- Jesteś dla mnie jak córka – powiedział do jej ucha i pogłaskał po plecach.
- Będziesz najlepsza – dodał Gardini, który zostawał tu z nią i miał wspierać ją na każdym kroku.
- Kadrę powołał Ci Andrea i na razie nie możesz robić żadnych zmian. Na Ligę jedziesz z wybranym z tej szerokiej kadry swoim składem. Przecież wiesz, jak to wszystko wygląda, nie będę ci tłumaczył – zakończył szybko Przedpełski i poklepał ją po plecach. –Do pracy – dodał jeszcze, gdy podchodziła już do windy. 


_______________________________________

Dziękuję za miłe przyjęcie. Oddaję drugi rozdział. 
Buziak. 
A.

niedziela, 28 października 2012

1. A miało być tak pięknie. Miało nie wiać w oczy nam.


- To, że Anastasi Cię wybrał, nie znaczy, że my będziemy współpracować – powiedział wprost Winiarski i odwrócił się, wychodząc z sali konferencyjnej. 
Ubrana w fioletowo-czarną sukienkę stała przy długim stole, a Prezes Przedpełski dyskutował z Andreą śmiejąc się w głos. Stan zdrowia Anastasiego wykluczał dalszą pracę z kadrą. Jej czarne szpilki zostawiły dwa drobne wgłębienia w puszystym, bordowym dywanie. Mocno zaciśnięte wargi wzbudziły niepokój jednego ze współpracowników. Gardini podszedł i łamanym angielskim spytał, czy wszystko dobrze. Odparła, że tak. Nie wypadało narzekać na podwładnych jeszcze przed rozpoczęciem pracy.
- Muszą przywyknąć – powiedziała sobie w myślach, widząc gromy ciskane z niby anielskich oczu Winiara. 
Reprezentanci zebrali się przed drzwiami zażarcie dyskutując. Nie przyglądała im się zbyt długo, a podejść się bała. Nie miała prawa wchodzić w tak zgraną grupę. Bała się, że nie podoła. Andrea wybrał ją, bo wiedział, jak silną ma osobowość. Teraz zgubiła ją jednak wraz z bezbarwnym błyszczykiem, tuż przed wyjściem z domu. 
- Panowie! – krzyknął Pan Mirek i wszystko ucichło. – Zapraszam na uroczysty obiad – powiedział z uśmiechem.
Nie wyobrażała sobie takiego życia. To znaczy, owszem. Nie raz o tym myślała, nie raz opisywała to w milionach nieuporządkowanych zeszytów. Ale co jej dziś z tych wszystkich notatek, skoro tej wersji nie zakładała. Tak wrogiego nastawienia grupy naprawdę sympatycznych ludzi nie spodziewała się nawet w najgorszych koszmarach. 
- Jak się czujesz? – zapytał Andrea, zanosząc się po tym długim kaszlem. 
Skrzywiła się nieco przerażona. Najkrótsza wypowiedź wywoływała u niego ataki kaszlu i duszności. Szybko sięgał wtedy po inhalator i szklankę wody. Gdy oddech się uspokoił, złapała go delikatnie pod ramię, które zaoferował. Powoli, niczym ojciec prowadzący pannę młodą przed ołtarz, wprowadził nowicjuszkę do sali restauracyjnej i odsunął jej krzesło. Delikatnie na nim przycupnęła, widząc mało przychylne spojrzenia. Czekoladowe oczy były chyba jedynymi, które dawały jakąkolwiek nadzieję.


Przyglądał jej się od dłuższej chwili. Długie, proste, ciemne włosy opadające na plecy, prawie aż do bioder. Zielone oczy, nieco teraz przerażone, otoczone długimi, ciemnymi rzęsami. Delikatny makijaż, dodający im jednak niesamowitej wyrazistości. Fioletowo-czarna sukienka, podkreślająca jej porcelanową cerę. Tak krucha istota miała teraz objąć panowanie nad tłumem facetów? Tłumem, który wcale jej nie chciał.

Nieśmiało zaczęła jeść ciepłą zupę. Powolnie zamaczała dużą łyżkę i jeszcze wolniej unosiła ją do ust. Takiego życia chciała? Teraz śmiała się sama z siebie. Gdzie się pchałaś, głupia? Za wysokie progi. AWF w trakcie, praktyki od szesnastego roku życia i skończone milion kursów nie znaczyło jeszcze o umiejętnościach prowadzenia takiej drużyny do zwycięstwa. Uniosła znów oczy, starając się nie poruszać głową. Obserwowała ich ukradkiem. Większość była zła. Wyraźnie zła. Zaciśnięte wargi, zęby czy napięte mięśnie i złowrogie spojrzenie dawały znać o ich nastawieniu. Spojrzała na Winiarskiego. Przewodniczący buntu spoglądał właśnie w jej stronę. Uniósł lekko brew, jakby chciał spytać, na co liczyła, pchając się w tych wysokich bucikach w ich świat. Zamknięty, elitarny krąg, do którego wejść mogą tylko najlepsi. Ona na razie była nikim. Gdzie w tym logika? Dlaczego poprzednik wybrał akurat ją, skoro nie miała jeszcze żadnych znaczących osiągnięć? Powoli wypuściła powietrze z płuc i dotarło do niej, czego właśnie potrzebuje. Papierosa. Przeprosiła na moment i wstała od stołu, dyskretnie łapiąc torebkę i niemal chyłkiem wychodząc z przepełnionej testosteronem sali.

- Już zrezygnowała? – zakpił Winiarski, zaczynając drugie danie. 
- Nie rozumiem, czemu z góry ją skreślacie – jedyny, który otwarcie stanął w jej obronie.
Dobrze wiedział, że nie będzie łatwo. Że jej musi być cholernie trudno. Po takich poprzednikach nie da się po prostu wejść w temat i dorównać. 
- A Ty co? Wpadła Ci w oko? – zapytał Żygadło, a on lekko pokręcił głową.
- Nie będę z wami w ten sposób dyskutował – powiedział tylko bardzo dojrzale.
Nie był właścicielem tych czekoladowych oczu, które wcześniej dokładnie zbadały jej sylwetkę. On wyszedł. Tuż za nią, pod pretekstem wyjścia do łazienki, wymknął się na długi korytarz i podążył w stronę wyjścia. 


___________________________

Witam. Po roku, albo i dwóch, znów witam. 
A.