- Witam Panów bardzo serdecznie – zaśmiała się ciepło,
widząc zmęczone spojrzenia i niezbyt świeże głowy. – Rozgrzewamy się i taktyka. Zapraszam –
powiedziała wskazując na boisko.
Niezbyt chętnie ruszyli na boisko. Po dwóch przebiegniętych
kółkach nie wszyscy mieli siłę kontynuować bieg. Bąkiewicz padł na krzesełko i
spuścił głową z trudem łapiąc oddech. Usiadła obok i podała mu butelkę wody.
Spojrzał na nią nieco zawstydzony zachowaniem, którego nawet w pełni nie
pamiętał. Zaśmiała się tylko, czochrając jego miękkie, nieułożone jak zawsze,
włosy.
- On w głowy szalonym zawrocie, czuł niewymowny pociąg utopić się w błocie – szepnęła mu tylko do ucha, a on lekko się uśmiechnął.
Przypomniał sobie właśnie wczorajszą recytację, załamując się jednocześnie. Jej delikatna dłoń w jego włosach nieco ukoiła narastający ból głowy. W ogóle, jej obecność działała dziwnie kojąco. Nie tylko na niego zresztą. Na krzesełkach po drugiej stronie siedział Kubiak.
Bądź co bądź, to mój zawodnik – pomyślała tylko. Długo zastanawiała się nad tym, jaka powinna być. Doszła wreszcie do wniosku, że dużo bardziej profesjonalnym zachowaniem byłoby traktowanie go na równi z resztą, odsunięcie życia prywatnego na inny tor.
- Woda – rzuciła niepewnie, wyciągając dłoń do przyjmującego.
Michał uniósł głową, widząc delikatną, bladą jak zawsze dłoń przed swoją twarzą. Ujął powoli butelkę, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Trochę wczoraj przegięliśmy – zaczął, a ona kiwnęła głową, nerwowo machając nogami.
- Odrobinę – powiedziała ledwie słyszalnie.
- Chciałem. Chciałem Cie przeprosić, Zuziu.
Nie lubiła, kiedy tak się do niej mówiło. A on świetnie o tym wiedział. Nic się nie zmienił. Nawet przepraszając, musiał się z nią droczyć.
- Zuza, sory no – mruknął, drapiąc się po głowie.
Zaśmiała się pod nosem i kiwnęła głową.
- Spoko Dziku – rzuciła i klepnęła go w udo.
Jej lekko przymrużone oczy mówiły wszystko. Nie gniewała się. Może jeszcze odrobinę. Ale ten uśmiech. Półgębkiem. Flirciarski. Codzienny.
- On w głowy szalonym zawrocie, czuł niewymowny pociąg utopić się w błocie – szepnęła mu tylko do ucha, a on lekko się uśmiechnął.
Przypomniał sobie właśnie wczorajszą recytację, załamując się jednocześnie. Jej delikatna dłoń w jego włosach nieco ukoiła narastający ból głowy. W ogóle, jej obecność działała dziwnie kojąco. Nie tylko na niego zresztą. Na krzesełkach po drugiej stronie siedział Kubiak.
Bądź co bądź, to mój zawodnik – pomyślała tylko. Długo zastanawiała się nad tym, jaka powinna być. Doszła wreszcie do wniosku, że dużo bardziej profesjonalnym zachowaniem byłoby traktowanie go na równi z resztą, odsunięcie życia prywatnego na inny tor.
- Woda – rzuciła niepewnie, wyciągając dłoń do przyjmującego.
Michał uniósł głową, widząc delikatną, bladą jak zawsze dłoń przed swoją twarzą. Ujął powoli butelkę, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Trochę wczoraj przegięliśmy – zaczął, a ona kiwnęła głową, nerwowo machając nogami.
- Odrobinę – powiedziała ledwie słyszalnie.
- Chciałem. Chciałem Cie przeprosić, Zuziu.
Nie lubiła, kiedy tak się do niej mówiło. A on świetnie o tym wiedział. Nic się nie zmienił. Nawet przepraszając, musiał się z nią droczyć.
- Zuza, sory no – mruknął, drapiąc się po głowie.
Zaśmiała się pod nosem i kiwnęła głową.
- Spoko Dziku – rzuciła i klepnęła go w udo.
Jej lekko przymrużone oczy mówiły wszystko. Nie gniewała się. Może jeszcze odrobinę. Ale ten uśmiech. Półgębkiem. Flirciarski. Codzienny.
- Czyżby pokój w krainie Dzików?
- Jak widać – roześmiał się Wlazły, widząc rozmowę byłych kochanków.
- Dzika kraina! – krzyknął Krzysiek i zaczął się śmiać.
Możdżon pokręcił tylko głową i spojrzał w kamerę Ignaczaka, którą opiekował się teraz Łysy. Szybko została ona skierowana w stronę Pani Trener.
- Siema – rzuciła z uśmiechem i podeszła do chłopaków, tłumacząc im cele dzisiejszego treningu. – Poza tym, co miałam okazję oglądać jeszcze jako kibic, nie miałam okazji obserwować was w akcji. Więc zapraszam na boisko. Zagracie dzisiaj wszyscy, będę robiła zmiany, bo muszę Was zobaczyć w różnych konfiguracjach. Dlatego nie przywiązujemy się do zespołów – poprosiła, stając przy linii bocznej.
- A Ty, Trenereczko, będziesz się tak gapić bez słowa? – spytał Kubiak, szukając zaczepki.
- Wypieprzaj pod siatkę i mnie nie wkurwiaj – mruknęła tylko bardzo stanowczo, na co przyjmujący poruszył brwiami.
- Ostra jak wszędzie – odparł bardzo zawadiacko, mając na myśli konkretne wspomnienia z ich wspólnego życia.
- Kubiak. Umówmy się, że to całkiem nowa karta. Nic nie było. Nowy początek. I nie wypominaj mi naszego seksu.
- Nie lubisz tego wspominać? Ja tam lubię do tego wracać. Twoje krzyki i moje obolałe plecy.
- Idź! – wrzasnęła zdenerwowana.
Uśmiechnął się tylko jeszcze raz, a ona przewróciła oczami. Było co wspominać. Ale lepiej było nie wracać. Bezpieczniej. Przy tych wspomnieniach zawsze wracała jedna sytuacja.
- Jak widać – roześmiał się Wlazły, widząc rozmowę byłych kochanków.
- Dzika kraina! – krzyknął Krzysiek i zaczął się śmiać.
Możdżon pokręcił tylko głową i spojrzał w kamerę Ignaczaka, którą opiekował się teraz Łysy. Szybko została ona skierowana w stronę Pani Trener.
- Siema – rzuciła z uśmiechem i podeszła do chłopaków, tłumacząc im cele dzisiejszego treningu. – Poza tym, co miałam okazję oglądać jeszcze jako kibic, nie miałam okazji obserwować was w akcji. Więc zapraszam na boisko. Zagracie dzisiaj wszyscy, będę robiła zmiany, bo muszę Was zobaczyć w różnych konfiguracjach. Dlatego nie przywiązujemy się do zespołów – poprosiła, stając przy linii bocznej.
- A Ty, Trenereczko, będziesz się tak gapić bez słowa? – spytał Kubiak, szukając zaczepki.
- Wypieprzaj pod siatkę i mnie nie wkurwiaj – mruknęła tylko bardzo stanowczo, na co przyjmujący poruszył brwiami.
- Ostra jak wszędzie – odparł bardzo zawadiacko, mając na myśli konkretne wspomnienia z ich wspólnego życia.
- Kubiak. Umówmy się, że to całkiem nowa karta. Nic nie było. Nowy początek. I nie wypominaj mi naszego seksu.
- Nie lubisz tego wspominać? Ja tam lubię do tego wracać. Twoje krzyki i moje obolałe plecy.
- Idź! – wrzasnęła zdenerwowana.
Uśmiechnął się tylko jeszcze raz, a ona przewróciła oczami. Było co wspominać. Ale lepiej było nie wracać. Bezpieczniej. Przy tych wspomnieniach zawsze wracała jedna sytuacja.
‘Z uśmiechem weszła do
domu, rzucając przy wejściu torby z zakupami. Zwiewna, czarna sukienka, kupiona
specjalnie na wesele kuzyna Michała.
- Jestem Skarbie! – krzyknęła, zdejmując z nóg wysokie szpilki.
Z sypialni dotarł do jej uszu dziwny hałas. Nic sobie z tego nie robiąc, przeszła najpierw do salonu, odsłaniając zaciągnięte rolety. Następnie swe kroki skierowała w stronę ich zacisza. Z uśmiechem przekroczyła próg. Widok, który zastała, szybko starł go jednak z jej twarzy.
- Kochanie – powiedział zapinając koszulę. – Kochanie, to naprawdę nie tak! – zaczął tłumaczyć.
Czuła, że nie jest w stanie zamknąć ust. Stała w progu, przyglądając się Włoszce, naciągającej właśnie sukienkę na swe zgrabne, opalone ciało. Uniosła tylko brwi, szeroko otwierając oczy. Dziewczyna właśnie ubierała taką samą sukienkę, jak ta, którą przed chwilą kupiła! Chyba to oburzyło ja najbardziej.
- Kupiłam makaron, więc możesz ugotować swojej przyjaciółce obiad – powiedziała bardzo spokojnie, czując, że zaraz umrze.
Z rozpaczy? Ze złości! Jak ta zołza mogła mieć taką sukienkę, jak ona!
- Zuza, to naprawdę nie tak jak myślisz! – tłumaczył, łapiąc dłonie swojej dziewczyny.
- Potknąłeś się i przewróciłeś panią na łóżko, przypadkiem zdzierając jej sukienkę? – powiedziała z dziwną nadzieją w głosie.
Miał dziwne wrażenie, że nawet gdyby to potwierdził, byłaby w stanie w to uwierzyć.
- Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Zuzia, kocham Cię.
- Daj spokój – warknęła oburzona.
Jej sukienka!
- Ja pójdę – powiedziała po włosku piękność, a ona uśmiechnęła się gorzko.
- Nie zostaniesz na obiedzie? – spytała uprzejmie. – Sukienkę mi zabrałaś, chłopaka też, więc czemu obiadem się nie poczęstujesz? – uniosła ramiona i odwróciła się na pięcie.
Drobne stopy szybko znalazły się w czarnych szpilkach.
- Zuza.
- Bardzo chętnie Wam coś ugotuję – powiedziała i weszła do kuchni.
Wiedział, że jest furiatką. Nie wiedział za to, czego się spodziewać. A ona? Jak gdyby nigdy nic zaczęła rzucać talerzami.
- Za wszystkie lata, które z Tobą spędziłam, pieprzony kłamco! – krzyknęła, tłukąc kolejną część zastawy.
- Twoja siostra jest wariatką! – krzyknęła Włoszka.
- Siostra?! – krzyknęła, nie wierząc własnym uszom i rzuciła talerzem w chłopaka.
Zdążył się schylić, a biała porcelana rozbiła się w drobny mak.
- Zuza! – wrzasnął, podchodząc do niej.
Wyrwała dłonie z jego uścisku i spojrzała mu przez łzy w oczy.
- Jesteś nikim. Nikim, rozumiesz?! – krzyknęła zrozpaczona jak nigdy wcześniej i, łapiąc torebkę, wybiegła z domu.
Gdzie poniosły ją nogi? Wielki, biały dom, otoczony wspaniałym ogrodem. Andrea był jedynym, który był zawsze.’
- Jestem Skarbie! – krzyknęła, zdejmując z nóg wysokie szpilki.
Z sypialni dotarł do jej uszu dziwny hałas. Nic sobie z tego nie robiąc, przeszła najpierw do salonu, odsłaniając zaciągnięte rolety. Następnie swe kroki skierowała w stronę ich zacisza. Z uśmiechem przekroczyła próg. Widok, który zastała, szybko starł go jednak z jej twarzy.
- Kochanie – powiedział zapinając koszulę. – Kochanie, to naprawdę nie tak! – zaczął tłumaczyć.
Czuła, że nie jest w stanie zamknąć ust. Stała w progu, przyglądając się Włoszce, naciągającej właśnie sukienkę na swe zgrabne, opalone ciało. Uniosła tylko brwi, szeroko otwierając oczy. Dziewczyna właśnie ubierała taką samą sukienkę, jak ta, którą przed chwilą kupiła! Chyba to oburzyło ja najbardziej.
- Kupiłam makaron, więc możesz ugotować swojej przyjaciółce obiad – powiedziała bardzo spokojnie, czując, że zaraz umrze.
Z rozpaczy? Ze złości! Jak ta zołza mogła mieć taką sukienkę, jak ona!
- Zuza, to naprawdę nie tak jak myślisz! – tłumaczył, łapiąc dłonie swojej dziewczyny.
- Potknąłeś się i przewróciłeś panią na łóżko, przypadkiem zdzierając jej sukienkę? – powiedziała z dziwną nadzieją w głosie.
Miał dziwne wrażenie, że nawet gdyby to potwierdził, byłaby w stanie w to uwierzyć.
- Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Zuzia, kocham Cię.
- Daj spokój – warknęła oburzona.
Jej sukienka!
- Ja pójdę – powiedziała po włosku piękność, a ona uśmiechnęła się gorzko.
- Nie zostaniesz na obiedzie? – spytała uprzejmie. – Sukienkę mi zabrałaś, chłopaka też, więc czemu obiadem się nie poczęstujesz? – uniosła ramiona i odwróciła się na pięcie.
Drobne stopy szybko znalazły się w czarnych szpilkach.
- Zuza.
- Bardzo chętnie Wam coś ugotuję – powiedziała i weszła do kuchni.
Wiedział, że jest furiatką. Nie wiedział za to, czego się spodziewać. A ona? Jak gdyby nigdy nic zaczęła rzucać talerzami.
- Za wszystkie lata, które z Tobą spędziłam, pieprzony kłamco! – krzyknęła, tłukąc kolejną część zastawy.
- Twoja siostra jest wariatką! – krzyknęła Włoszka.
- Siostra?! – krzyknęła, nie wierząc własnym uszom i rzuciła talerzem w chłopaka.
Zdążył się schylić, a biała porcelana rozbiła się w drobny mak.
- Zuza! – wrzasnął, podchodząc do niej.
Wyrwała dłonie z jego uścisku i spojrzała mu przez łzy w oczy.
- Jesteś nikim. Nikim, rozumiesz?! – krzyknęła zrozpaczona jak nigdy wcześniej i, łapiąc torebkę, wybiegła z domu.
Gdzie poniosły ją nogi? Wielki, biały dom, otoczony wspaniałym ogrodem. Andrea był jedynym, który był zawsze.’
Zamrugała nerwowo oczami.
- Zuza – powtórzył Bąkiewicz, łapiąc ją za ramię. – Wszystko gra? – zapytał, a ona kiwnęła z uśmiechem głową.
- I buczy – mruknęła, rozglądając się. – Jedziemy Panowie – krzyknęła, widząc zastój na boisku.
Zmiany szły płynnie. W ciągu dwóch godzin zdążyła zrobić przegląd całej kadry. Dobrze ich znała, statystyki miała niemal wyryte w pamięci. Teraz jednak zobaczyła ich w akcji jako kto inny. Jako nowa Zuza. W swoim nowym życiu. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Nowy początek.
- Śpiąca królewna – rzucił Ignaczak, szczerząc się.
- Spierdalaj. Dziękuję bardzo – odparła, śmiejąc się i stanęła przy ławce, zbierając ich wokół siebie.
Winiarski zerkał na nią, jakby niepewnie.
- Jakieś pytania? – spytała, uśmiechając się delikatnie.
- Ja mam – powiedział Michał, wprawiając wszystkich w niemałe zdziwienie. – Dużo kursów masz za sobą?
- Kilka. Dwa we Włoszech i cztery w Rosji. Nie liczę jakiś mniejszych szkoleń – wyjaśniła, patrząc na chłopaka.
Winiar kiwnął głową i zmarszczył czoło.
- Myślisz? – spytała nieco złośliwie.
- Niekiedy mi się zdarza – przyznał i niechętnie uniósł kąciki ust, nie mogąc dłużej ze sobą walczyć.
- Dobrze, że chociaż niekiedy. Życzę miłego popołudnia. Widzimy się na siłowni – powiedziała na pożegnanie i spojrzała w stronę Bąkiewicza.
Ten szybko znalazł się przy niej i towarzyszył jej w drodze aż do pokoju.
- Czegoś chcesz? – spytała przez śmiech, bo brunet cały czas milczał.
- Nie. Tak tylko… Przepraszam za wczoraj – rzucił, drapiąc się po karku i lekko się krzywiąc.
Zaśmiała się, widząc słodki wyraz jego twarzy. Delikatnie pogłaskała szorstki policzek chłopaka i puściła mu oczko, nic nie odpowiadając. Z jej oczu i zaciśniętych warg można było wyczytać wszystko.
- Zuza – powtórzył Bąkiewicz, łapiąc ją za ramię. – Wszystko gra? – zapytał, a ona kiwnęła z uśmiechem głową.
- I buczy – mruknęła, rozglądając się. – Jedziemy Panowie – krzyknęła, widząc zastój na boisku.
Zmiany szły płynnie. W ciągu dwóch godzin zdążyła zrobić przegląd całej kadry. Dobrze ich znała, statystyki miała niemal wyryte w pamięci. Teraz jednak zobaczyła ich w akcji jako kto inny. Jako nowa Zuza. W swoim nowym życiu. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Nowy początek.
- Śpiąca królewna – rzucił Ignaczak, szczerząc się.
- Spierdalaj. Dziękuję bardzo – odparła, śmiejąc się i stanęła przy ławce, zbierając ich wokół siebie.
Winiarski zerkał na nią, jakby niepewnie.
- Jakieś pytania? – spytała, uśmiechając się delikatnie.
- Ja mam – powiedział Michał, wprawiając wszystkich w niemałe zdziwienie. – Dużo kursów masz za sobą?
- Kilka. Dwa we Włoszech i cztery w Rosji. Nie liczę jakiś mniejszych szkoleń – wyjaśniła, patrząc na chłopaka.
Winiar kiwnął głową i zmarszczył czoło.
- Myślisz? – spytała nieco złośliwie.
- Niekiedy mi się zdarza – przyznał i niechętnie uniósł kąciki ust, nie mogąc dłużej ze sobą walczyć.
- Dobrze, że chociaż niekiedy. Życzę miłego popołudnia. Widzimy się na siłowni – powiedziała na pożegnanie i spojrzała w stronę Bąkiewicza.
Ten szybko znalazł się przy niej i towarzyszył jej w drodze aż do pokoju.
- Czegoś chcesz? – spytała przez śmiech, bo brunet cały czas milczał.
- Nie. Tak tylko… Przepraszam za wczoraj – rzucił, drapiąc się po karku i lekko się krzywiąc.
Zaśmiała się, widząc słodki wyraz jego twarzy. Delikatnie pogłaskała szorstki policzek chłopaka i puściła mu oczko, nic nie odpowiadając. Z jej oczu i zaciśniętych warg można było wyczytać wszystko.
___________________________________________
Spóźniona dedykacja dla Aromy. Wiem, że ten Ci się nie spodoba, bo znowu tkliwie.
A z okazji choinki w salonie, śniegu za oknem i zapachu barszczu, zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt, moje Drogie Czytelniczki.
Gorące buziaczki.
Gorące buziaczki.
A.