niedziela, 27 stycznia 2013

11. Jeśli już ktoś dziś puka w jej drzwi, to z całych sił tylko przeciąg. Przeciąg trzaska złudzeniami.


- To po meczu, tak?
- No tak, tylko to musi być niespodzianka – powiedział Mariusz kiwając głową.
Znał ją długo i świetnie pamiętał, że w dziś, w sobotę, są jej kolejne urodziny. Dokładnie dwadzieścia trzy lata temu przyszła na świat. Uśmiechnął się nieznacznie.
- Ale ona lubi takie kulturalne imprezy. Więc jakiś torcik, szampan i to wszystko – zastrzegł, a Ignaczak uniósł brew.
- Zaprosimy Matta – rzucił, śmiejąc się ciepło.

A ona? Siedziała właśnie w fotelu i patrzyła przed siebie. Żadna informacja nigdy jej tak nie rozbiła. W dzień swoich urodzin i debiutu w kadrze usłyszała słowa, których nigdy usłyszeć nie chciała.
- Zuzka, mogę? – spytał ciepło brunet, a ona uniosła oczy pełne łez i szybko odwróciła głowę ocierając je wierzchem dłoni. – Co jest? – spytał zmartwiony i podszedł bliżej, kładąc dłoń na jej plecach.
- Nic – szepnęła i spuściła wzrok.
Niewiele to jednak dało. Słysząc głośny szloch, Michał schował ją w ramionach i delikatnie głaskał jej drobne ciało, chcąc, aby się uspokoiła.
- Masz tremę? Będzie dobrze, Zuza. Zaufaj mi – powiedział Bąkiewicz, a ona pokręciła głową.
Widząc, że na razie niczego się nie dowie, wolał odpuścić. Usiadł wygodnie na łóżku i posadził ją obok siebie, obejmując nadal ramieniem. Oparła głowę na silnym torsie i bezsilnie patrzyła w ścianę, roniąc kolejne łzy na jego koszulkę. Czarne ślady opadające z jej oczu na materiał.
- Można wiedzieć zbyt dużo? – spytała cicho, unosząc głowę.
Przyjmujący delikatnie odgarnął jej włosy za ucho i ułożył drobne stopy na swoim udzie, lekko ja kołysząc.
- Myślę, ze nie. Że zawsze lepiej znać całą prawdę.
- Ale gdybym nie wiedziała chociażby o tym, że Michał mnie zdradził…
- Zdradził?- spytał chłopak zdziwiony i lekko zacisnął dłonie w pięści. – On cię zdradził?! – powtórzył, a ona lekko pokręciła głową.
- To nie jest istotne. Istotne jest to, ze to w mojej rodzinie najwyraźniej genetycznie uwarunkowane, że jesteśmy zdradzane. Nienawidzę was, jesteście bezduszni. Oddajemy wam całe życie, a wy w kółko tylko kłamiecie – mruknęła i ukryła twarz w dłoniach, a on wydobył ją z nich bardzo delikatnie i popatrzył w jej czerwone oczy.
- Co się wydarzyło – zapytał cicho.
- Rodzice się rozwodzą. Tata zdradzał mamę od trzech lat. A wiesz co jest najgorsze? Że ja byłam pewna, że to najszczęśliwsze małżeństwo na świecie. Żyłam złudzeniami– powiedziała cicho i rozpłakała się na dobre.
Westchnął głośno i posadził ją na swoich kolanach, delikatnie kołysząc. Nic nie dawało. Szloch roznosił się po pokoju coraz bardziej i bardziej, narastał i stawał się coraz głośniejszy. Zaczął głaskać długie, ciemne włosy i patrzył na drzwi. Jak można to zrobić takim kobietom, jak ona. Jak Kubiak mógł to zrobić?!
- Lepiej wiedzieć. Życie z kłamcą nie jest niczym dobrym – powiedział jej do ucha i wziął na ręce chodząc spokojnie po pokoju od okna do drzwi, dopóki płacz nie ustał, a ona nie spojrzała na niego dziwnie niewinnym spojrzeniem. Jak mała, zagubiona dziewczynka obserwująca starszego brata, który obronił ją właśnie przed kolegami z klasy.

- Czy aj dżast metju miał już trening? – spytał Krzysiek, chodząc z kamerą między chłopakami.
- Nie. Ale my mamy za kwadrans. A jej nie ma – rzucił Winiar, unosząc brew i zasznurował buty.
- Nowe? – spytał Krzysiek, kierując na nie obiektyw.
- A jak!
- Firmówki?
- A jaak! – rzucił z dumą Michał i wyszczerzył się tryumfalnie, prezentując obuwie.
Na halę wszedł Bąkiewicz. Jego dziwne zachowanie szybko przykuło uwagę kolegów. Siatkarz odłożył na stolik dużą reklamówkę i spojrzał na nich.
- Zuza zaraz będzie. Mamy się rozgrzewać – powiedział spokojnie, nieco zdziwiony drążącymi go spojrzeniami.
- Zuza będzie – powtórzył Ziomek, poruszając brwiami.
- Mamy się rozgrzewać – dodał Kosa, wykonując ten sam gest i wyszczerzyli się porozumiewawczo.
Kubiak lekko zacisnął zęby, wnikliwie obserwując Bąkiewicza. Szybko znalazł się przy nim, dotrzymując mu tempa w biegu. O czym gadali nie wiedział nikt. Rozmowa nie była jednak zbyt spokojną, o czym świadczyły zacięte miny obu panów.
- Skończy się na rękoczynach. A tymczasem, drodzy widzowie, jest i ona! Jasna gwiazda, która rozświetli nam drogę do zwycięstwa w el eśce. Zuzaaaaaaa Witkowskaaaaaaaa! – powiedział i skierował kamerę w jej stronę.
Widząc, jak dyskretnie spuszcza głowę i stara się odwrócić od obiektywu, wyłączył jednak nagrywanie i odłożył urządzenie na stół.
- Rozgrzewaj się – poprosiła spokojnie, a Ignaczak usiadł obok niej.
- Co jest? – spytał, bo jej zaczerwienione oczy nie wskazywały na żadne pozytywne wydarzenia.
- Nic Krzysiek. Rozgrzewaj się, proszę – powtórzyła, a on pokiwał głową i pobiegł na boisko.
Dała im jeszcze kwadrans, a później wstrzymała wszelkie ćwiczenia, zbierając ich wokół siebie.
- Chciałabym dopracować taktykę Chłopcy. Spróbujemy najpierw rozegrać parę akcji pierwszy skład na drugi, a później będę jeszcze zmieniać i testować – zapowiedziała i stanęła przy linii pierwszego z boisk. – W pierwszym składzie chciałabym zobaczyć najpierw Gumę, Igłę, Marcina i Piotrka. Na ataku Zbyszek, a na przyjęcie Kuraś i Winiar. Na drugie zapraszam Ziomka, Pawła, Grześka i Karola, atak Wlazły i Bąku z Kubiakiem. Na razie Na bok Rucy, Łomacz i Jarosz, wchodzicie na zagrywkę, będę mówiła kiedy. Później będziemy zmieniać. Gramy – powiedziała, podając piłkę do Kubiaka i odwróciła się, żeby tylko nie trafić na jego spojrzenie.

Trening nie należał do łatwych. Podejmowanie decyzji tego dnia, gdy czujesz, jak się marszczysz, ciało wiotczeje, cycki zaczynają opadać, a do tego Twoje życie rodzinne właśnie przestało istnieć, jest cholernie trudne. Przyznać trzeba jednak, ze stanęła na wysokości zadania. Gardini bardzo jej pomagał. Wiedziała, ze gdyby nie ten facet, nigdy by tego nie przetrwała. Ich wieczorne rozmowy dużo jej dawały. Napawał ją optymizmem i spokojem.

- Z dzisiejszych obserwacji wynika, że wieczorem w pierwszym składzie zobaczymy Ziomka, Igłę, Możdżona i Piotrka, Mariusza, a na przyjęciu Kurka i Kubiaka. Na rezerwie będą wtedy Guma, Grześ, Zbyszek, Bąku i Winiar. A na trybunach zasiądziecie wy, Chłopcy. Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że tutaj nie ma nic na stałe. Nikt nie jest w pierwszy skład wmurowany. Liga Światowa daje nam ten komfort, że obiecuję, że zagracie wszyscy, bez wyjątków. Wiecie już jak grają Amerykanie, wczorajsze wieczorne spotkanie mam nadzieję nieco nam rozjaśniło sytuację. Zobaczymy, na co postawią dziś. Na pewno trzeba się nastawić na przyjęcie i szczelny blok, najlepiej aktywny. Pasywny z nimi nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo mają wtedy czas na ustawienie swojego, a Anderson ostatnio murował w rosyjskiej, Bartek coś o tym wie – powiedziała, uśmiechając się lekko.
- Czyli nadal Metju – roześmiał się Pit, a ona lekko zmrużyła oczy, patrząc na niego złowrogo.
- Proszę się uspokoić – powiedziała i zaczęła się śmiać, słysząc swój oficjalny ton. – A tak poza tym, to dziękuję za cukierki. Od kogokolwiek są.
- Pewnie od Matta – rzucił Kubiak z przekąsem, a Bartman uśmiechnął się lekko.
- Nie, bo karteczka w reklamówce po polsku. Częstujcie się – powiedziała jeszcze i przeszła między nimi z pełnym workiem słodyczy. – Zasłużyliście sobie. Jestem z was bardzo zadowolona. Jesteście świetnie przygotowani, Chłopcy. Musicie tylko robić swoje i pamiętać, że gramy u siebie. A jaka jest nasza publiczność?
- Najlepsza na świecie – powiedział pewnie Winiar, a ona kiwnęła głową, uśmiechając się do Niego lekko.
- A tak na przyszłość. Mieszanka Wedlowska jest pyszna, ale wolę Michałki. Papierki mniej szeleszczą i nie trzeba się dzielić – powiedziała i zaczęła się śmiać, patrząc na swoich chłopców.
Trening pozwolił jej się oderwać. Chociaż na chwilę zapomnieć o życiu, które chwilowo waliło jej się na głowę. A do tego on… Rozmowa podziałała jak terapia. Mogła się wypłakać i wygadać, a on słuchał i co jakiś czas dodawał coś od siebie. Jak dobrze było mieć w swojej ekipie kogoś tak ciepłego i przychylnego, kto podejdzie do Ciebie tak czysto po przyjacielsku, bez żadnych uprzedzeń.

Czysto po przyjacielsku nie oznacza chyba jednak z drugiej strony dziwnego ciepła, gdy trzymasz ją w ramionach. Usiadł na ławce w szatni i popatrzył na Winiara, który dziwnie się uśmiechał, klepiąc właśnie smsa.
- Co się szczerzysz? – spytał, trącając go łokciem.
- Nie Twój interes – rzucił przyjmujący, uśmiechając się szeroko  do kolegi z drużyny i wstał, owijając się ręcznikiem w pasie.
- To co misiu-pysiu? Prysznic? – spytał Kurek, wisząc przez ramię Jarosza.
- A iiidź! – mruknął Kuba i wytarł się zniesmaczony, patrząc na Ziomka.
- Bartuś, zaczekaj! – rzucił rozgrywający, łapiąc kumpla pod rękę i wszedł razem z nim do łazienki.
- Tylko po mydło się nie schylaj! – krzyknął za nim Winiar i wśród śmiechu kolegów wyszedł z szatni na korytarz, odbierając telefon.
- Po meczu. Tak. Myślę, że koło dwudziestej pierwszej. Hotelowa kręgielnia, ale na pewno wystarczy czekać pod budynkiem, pali papierosy więc razem wyjdą. Ale jasne, będzie materiał jak nic! – powiedział pewien i widząc nadchodzącą dziewczynę, szybko odłożył słuchawkę.
- To jakaś taktyka? Masz zamiar rozproszyć rywala golizną? – zaśmiała się Zuza, a on uśmiechnął się do niej.
Jak słodka była, gdy nieświadoma jutrzejszych nagłówków, starała się nawiązać z nim kontakt! Tryumfował, próbując uśpić jej i tak nikłą czujność. Bo przecież jak inteligencja znikoma, to i intuicji brak.
- Mam nadzieję, że Ciebie za bardzo nie rozproszę, bo nam się przydasz – powiedział poruszając brwiami i przepuścił ją w drzwiach do szatni.
- Nie patrzę – rzuciła, zasłaniając oczy dłonią i obserwując ich bacznie między palcami. – Chłopcy, tak jak mówiłam, na szesnastą jesteśmy już na hali, więc piętnasta trzydzieści zbiórka pod autobusem. Wszyscy, obowiązkowo. Oczywiście zwarci i gotowi do meczu, tego chyba nie muszę przypominać – powiedziała, lekko się uśmiechając, a oni grzecznie pokiwali głowami, stając przed nią półnago.
- Kocham tę robotę – rzuciła jeszcze tylko, obserwują męskie, umięśnione ciałka i zaczęła się śmiać, wychodząc szybko z przepełnionego testosteronem pomieszczenia.


_________________________________


Tadaaam! 
Jako świeżo upieczona siedemnastolatka mogę Was obdarować kolejnym rozdziałem. Czytać i mówić, co sądzicie. Konstruktywna krytyka mile widziana, bo weny brak, a może wy mnie jakoś natchniecie.
Jeszcze milej widziane pomysły na ciąg dalszy. 
Kreatywność jest teraz w cenie, Dziewczęta.

Odpowiadając na Wasze komentarze:
1) więcej siatkarzy - oczywiście, zawsze chętnie! Prawdą jest, że skupiłam się na kilku wybranych, ale postaram się to zmienić. 
2) telenoweli chciałam uniknąć, zaczynając to opowiadanie, ale wygląda na to, że inaczej nie umiem - zawsze musi mi wyjść romansidło, zawsze. A chciałabym się tego oduczyć. Jeśli ktoś prowadzi jakieś warsztaty z pisania nieprzesłodzonych, niemiłosnych historii, to ja bardzo chętnie.
3) spowodowanie nienawiści do Winiara nie jest moim celem, chociaż sama średnio za nim przepadam, to nie chcę nikogo nastawiać przeciw niemu, tylko żartowałam :P.
4) przepraszam, że tak Was zaniedbuję, ale wena przychodzi do mnie falami. W tej chwili odpływ. Dlatego liczę na pomysłowe wsparcie ^^.


A tak bardziej poza. Znacie jakieś piosenki o siedemnastolatkach? Będąc szesnastką, miałam swoją ukochaną Muzykę Końca Lata i ich "16 skończy w czerwcu", a teraz...

I jeszcze, a co mi szkodzi, ask autorki - MsPretensja. Serdecznie zapraszam :D.

A.

niedziela, 6 stycznia 2013

10. Ciało i rozum w permanentnej niezgodzie.


Nadal była nieco oszołomiona. Jej zielone oczy dziwnie krążyły po sali pełnej siatkarzy.
- Dzisiaj, moi drodzy, macie wolne. Jutro rano, o dziewiątej mamy siłownię, o dwunastej taktykę, czternasta obiad, a o szesnastej jedziemy na halę. Obejrzymy mecz Kanady z Brazylią i zagramy swój. Liczę na pełne zaangażowanie. Spotkanie ze Stanami może być naprawdę istotne. Z resztą, w Lidze każde spotkanie będzie ważne.
- Nie tak ważne, jak jej spotkania z Andersonem – rzucił Winiarski do Wlazłego, a Mariusz spojrzał na Niego zdziwiony.
- Jeśli szukasz kogokolwiek, kto ma ochotę ją krytykować, to nie tutaj. Przecież wiesz – powiedział atakujący do przyjaciela, a Winiar zacisnął zęby.
Ona, ignorując szmer dochodzący z drugiego rzędu, dokończyła wypowiedź i uśmiechnęła się do chłopaków.
- Pamiętajcie – Naszym celem jest wygranie wszystkich spotkań w grupie, bo Brazylia będzie mocno naciskała – podkreśliła na koniec i otworzyła drzwi. – Do wieczora.
Siatkarze szybko się z nią pożegnali i zniknęli. Jeden z Nich wolał jednak zostać. Propozycja, jaką miał zamiar jej złożyć w zasadzie nie przechodziła mu przez gardło. Zuza spojrzała w górę, szukając w jego oczach jakiejś wskazówki.
- Masz ochotę na spacer? – wydukał wreszcie Kubiak, a ona spojrzała na niego wielkimi oczami.
- Jasne – odparła podświadomie, nie wiedząc właściwie dlaczego się zgadza.
Chłopak niewiele myśląc zaoferował jej swoje ramię. Minęła go jednak, zerkając w stronę schodów.
- Wezmę tylko telefon i okulary, zaraz wrócę – powiedziała niespokojnie i pognała na górę.
- Słuchaj, myślę, że ona się cieszy z takiego obrotu sprawy – stwierdził Zbyszek, który nagle znalazł się przy przyjacielu.
- Ja tam nie wiem.
- Stary. Trzymaj łapy przy sobie i jakoś to będzie. Ja wiem, że w takich chwilach, to rozum nie zawsze zgadza się z ciałem, bo sukienka krótka, ale wytrzymaj. Jak dobrze pójdzie, to nie będziesz długo czekał. 
- Bartman. Spierdalaj, dziękuję bardzo – powiedział zwyczajowo i pokręcił głową, widząc schodzącą po schodach Zuzę.
- Błyskotka – rzucił Zbyszek z szerokim uśmiechem i uszczypnął ją w pośladek, gdy tylko zjawiła się obok.
- Łapska – warknęła mało uprzejmie.
- Nie bądź taka oporna, lecisz na mnie jak wszystkie – stwierdził atakujący i poruszył brwiami, znikając jednak szybko z pola widzenia.

Spacer był dość długi. Chodzili wokół stawu znajdującego się w centrum parku. Rozmowa na początku niezbyt się kleiła. Szybko jednak złapali wspólny język. Przez moment było nawet jak kiedyś.
- Wolałam, jak śpiewałeś o baranku.
- Niee! Nie zmusisz mnie do tego. Nie w miejscu publicznym – zaśmiał się, siadając na schodach, prowadzących do wody.
- Boję się tu z Tobą siedzieć. Miewasz głupie pomysły – powiedziała szczerze, patrząc na niego zza ciemnych okularów.
- Nie wrzucę Cię. Siadaj – powiedział, lekko się uśmiechając i zrobił jej więcej miejsca. – Zmieścisz swoją wielką dupę?
- Zawsze wiedziałam, że masz mnie za grubą.
- Zawsze lubiłem Twoje okazałe pośladki – powiedział poruszając brwiami. – Klepać – dodał szybko, powodując, że jej blada twarz pokryła się rumieńcem.
Zaśmiał się, obserwując ją uważnie.
- No zaśpiewaj – zaczęła naciskać.
- Zuza.
- Proszę – powiedziała tak słodko, ze nie był w stanie jej odmówić.
- Jak dobrze być barankiem – zaczął niepewnie.
Widząc jednak aprobatę dziewczyny i jej uśmiech, kontynuował wiele śmielej. Jak bardzo lubił sprawiać jej przyjemność. Za uśmiech na jej twarzy był w stanie oddać wszystko.
- I wstawać wczesnym rankiem. Wybiegać na polankę i śpiewać sobiee tak! Bee, beee, beeee, kopytka niosą mniee! – wyśpiewał głośno becząc.
Śmiała się głośno, widząc miny przechodniów i słysząc jego głos w ulubionej piosence.
- A może coś jeszcze? – powiedziała, gdy wreszcie się uspokoiła.
- Nie ma mowy. Nie! Nie namówisz mnie – dodawał szybko, widząc jej błagalne spojrzenie.
- No dooobra – powiedziała, bawiąc się brzegiem sukienki jak mała, obrażona dziewczynka.
Nie mógł pozostać obojętny. Nigdy nie pozostawał. Nachylił się nad jej uchem i zaczął cicho nucić.
- Lubiła tańczyć. Pełna radości tak, ciągle goniła wiaatr.
Uśmiechnęła się pod nosem, czując jak opiera się za nią, obejmując ją nieznacznie ramieniem. Przymknęła powoli oczy.
- Zuziu, wiesz czym jest miłość? – zapytał nagle, a ona otworzyła oczy.
No czym. Czym właściwie ona jest. Tak nieuchwytna i abstrakcyjna, niekonkretna. Inna dla każdego.
- Sama nie wiem, czy wiem. Kiedyś myślałam, że tak, ale teraz… – powiedziała cicho i spojrzała w niebo.
- Aaa – mruknął tylko i spojrzał przed siebie.
- Wydaje mi się, że miłość to pomoc. Bezinteresowne wyciąganie ręki i docenienie tej wyciągniętej. Korzystanie ze wsparcia, które daje nam druga osoba. Wierność, cierpliwość i wzajemna akceptacja. Przyjmowanie drugiej osoby ze wszystkimi zaletami i Adami, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ale co ja tam mogę wiedzieć…
- Czyli ja Cię kocham – powiedział nagle Kubiak, po krótkiej chwili milczenia.
Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Michał – szepnęła cicho, a chłopak spuścił wzrok.
- Jest późno, zaraz obiad. Musimy chyba wracać – powiedział nerwowo i podniósł się z ziemi, otrzepując spodnie.
- Chyba tak – przyznała, wstając przy nim i kierując się w milczeniu w stronę ośrodka.

- A gdzie nasz gwiazda? – spytał złośliwie Michał, wchodząc do pokoju Kurka.
- W dupie. Nie bądź złośliwy – rzucił Bąkiewicz, stając w obronie pani trener.
- Kolejny zakochany. Co ona ma takiego, że wszystkich Was owinęła wokół palca? Jesteście tacy naiwni – zaśmiał się teatralnie Winiar, a Bartek wyłączył grę, zerkając na niego.
- Czemu jesteś taki cięty.
- Bo lubię – odpowiedział szybko Winiar i poczochrał włosy Bartka. – Milcz Bambino, kiedy dorośli rozmawiają – dodał, siadając przy nim.
- Partyjka? – spytał Bąku, tasując karty.
- Zawsze – odparł miło Winiarski i klepnął Bartka w ramię. – Żartowałem. Trochę luzu.
- Ja jestem luźny. Bardzo luźny. Jestem taki luźny – chcąc zademonstrować, wstał z łóżka i zaczął biegać po pokoju, wymachując łapami.
Chłopcy zaczęli się śmiać, a Jarosz, na swoje nieszczęście, wchodząc do pokoju i gadając z żoną przez telefon, nie zauważył podrygów przyjaciela. Zmasakrowany długimi, silnymi kończynami upuścił telefon i skrzywił się koszmarnie.
- Nosz kurwa mać, Kurek, do jasnej anieli, czy Ty jesteś chory?! – zapytał wściekły i podniósł komórkę z ziemi.
- Winiar mi zarzuca, że sztywny, Ty że chory. Walcie się wszyscy – powiedział obrażony przyjmujący i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Na korytarzu wpadł na Zuzię, która właśnie wróciła. Uśmiechnięta dziewczyna zrobiła na nim dobre wrażenie. W ogóle, wydawała mu się być całkiem w porządku. Nie rozumiał antypatii kumpla, a tym bardziej ich nie podzielał.
- Mała, idziemy na obiad?
- Tylko zmienię buty, bo mnie obtarły – powiedziała, wchodząc razem z Kurkiem do swojego królestwa.
- Nasza Kruszyna numer dwa, czyli Pani Trener. Uśmiechnij się proszę – powiedział Krzyś, wchodząc z kamerą do pokoju.
Wyszczerzyła się do niego ciepło, zakładając na stopy wygodne baleriny.
- Najczystszy pokój – rzucił Bartek, śmiejąc się.
- A u Bąkiewicza byłeś? – spytała zdziwiona, podważając jego zdanie.
- A Ty często tam bywasz? – zapytał Krzysiek, trącając ją palcem w bok i poruszając brwiami.
- Igła – warknęła tylko, kręcąc lekko głową i w doborowym towarzystwie dotarła do restauracji.

Wspólne posiłki z reprezentacją Polski okazały się być dla niego nie lada wyzwaniem. Długie spojrzenia posyłane w jej kierunku nie umknęły jednak uwadze Russella,  który głośno się roześmiał.
- Stygnie Ci zupa – zauważył, a Matt spojrzał w talerz, przenosząc szybko wzrok na roześmianego Holmesa.
- Zajmij się swoją – odparł nieco urażony i wbił oczy już wyłącznie w łyżkę, starając się nie rozpraszać.

Pogrążona w myślach o Kubiaku i nagłym przypływie szczerości, obserwowała cały czas amerykańskiego przyjmującego. Ideał, który siedział właśnie w drugim kącie sali, całkowicie zaprzątnął jej myśli, szybko wypychając z nich byłego kochanka.
- I co tam Mała? Smakuje? – spytał Krzysiek, który krążył właśnie po stołówce.
Pod wrażeniem słów wypowiedzianych przez libero tuż przy uchu, upuściła łyżkę prosto w barszcz, zachlapując przy tym zarówno swoją sukienkę, jak i białą koszulkę Gardiniego.
- Przepraszam – powiedziała szybko i zaczęła wycierać współpracownika.
Ignaczak, uwieczniając wszystko na taśmie, śmiał się głośno.
- Coo? Aj dżast METJU? – zapytał, akcentując ostatni wyraz.
Siatkarze zaczęli się głośno śmiać. Ona też, nie mogąc się powstrzymać od takiej reakcji, spuściła wzrok i roześmiała się, czując jak rumienią się jej policzki. Kolejny raz dziś.
- Metju Anderson. End dis is krejzii! – dodał jeszcze Igła i poklepał ją po ramieniu, podchodząc do Łomacza.

_____________________________________

Nie będzie marudzenia, że za długo musiałyście czekać? :D
W przypływie weny. Wątpię, żeby to stało się normą.
Buziaczek.
A.

9. Dziś jest tylko jedna taka szansa na sto.


Dni mijały szybko, a godziny treningów przeciekały niczym przez palce. Pierwszy mecz z Amerykanami nie miał należeć do łatwych. Zabawa zaczęła się jednak już w momencie, gdy rywale dotarli do hotelu w Łodzi. Od chwili przekroczenia progu, Matt zaczął się nerwowo rozglądać.
- Może dyskretniej? – spytał po angielsku Holmes i zaczął się śmiać, klepiąc kumpla p plecach.
- Alekno kazał znaleźć żonę, więc szuka – odparł Lotman i poklepał młodszego kolegę po plecach.
- Szukam kumpla. Graliśmy razem, a on jest z Polski i gra w reprezentacji.
- I nawet ze mną w klubie – zauważył Holmes i zaśmiał się, widząc kompletną dezorientację i rozbicie Andresona.
Kubiak wypadł właśnie zza rogu i z radosnym okrzykiem powitał dawnego przyjaciela. Gdy dotarł do Stanów, to właśnie Matt wspierał go najbardziej. Z racji wspólnych lekcji i gry w jednej drużynie bardzo zbliżyli się do siebie. Teraz kontakt nieco się rozluźnił, ze względu na odległość dzielącą ich i kariery, które toczyły się zupełnie odmiennymi drogami. Jeśli jednak mieli okazję, bardzo chętnie spędzali ze sobą mnóstwo czasu, popijając piwo i grając w wyścigi, jak za dawnych lat.
- Stary – zaśmiał się Kubiak, klepiąc Matta po plecach i spojrzał na jego bagaże. – To idziemy na miasto?
- Na razie, to ja idę do łóżka – odparł zmęczony podróżą Amerykanin, uśmiechając się do dawno niewidzianego przyjaciela.
- Sam? – roześmiał się Michał, nie uzyskując jednak odpowiedzi.
Matt patrzył gdzieś daleko przed siebie, wyraźnie zafascynowany obiektem swojego spojrzenia. Przechodziła właśnie korytarzem w zwiewnej sukience, ze słodkim, malinowym uśmiechem na twarzy, a rzucając okiem to tu, to tam, nie zauważyła nawet, że przeciwnicy dotarli wreszcie na miejsce.
- Z nią – stwierdził cicho Amerykanin, obserwując ją bez przerwy, a Kubiak podążył za jego spojrzeniem.
Zaciśnięte szczęki Polaka świadczyły tylko o frustracji, jaką wywołała uwaga przykuta przez dziewczynę. Matt spoglądał na nią dziwnie oczarowany, a Michał czuł narastającą złość. Dlaczego? Przecież wcale jej już nie kochał. Jego obojętność przybrała jednak właśnie bardzo dziwną postać syndromu psa ogrodnika.
- To nasza trenerka – powiedział takim tonem, jakby miało to zniechęcić Amerykanina, swoim nienagannym angielskim.
- Śliczna – odparł Matt, bardziej chyba jednak do siebie.
- To jest Zuza. Moja była dziewczyna.
- Okej. Zostawiam – powiedział Anderson nieco zawiedziony i ostatni raz spojrzał za kobietą, która po raz kolejny przemknęła długim holem, dopadając tym razem ich trenera.

- Dzień dobry. Witamy w Polsce – powiedziała radośnie, całując oba policzki trenera Amerykanów.
Knipe uśmiechnął się ciepło i objął ją ramieniem, przyglądając jej się uważnie.
- Piękna następczyni. Alan Knipe, miło mi.
- Mnie również, Zuzanna Rakowska.
Uroczy uśmiech brunetki zrobił bardzo pozytywne wrażenie na mężczyźnie. Była czarująca, ale czy nadawała się na trenera? Teraz w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Dziewczyna poprawiła nerwowo włosy i spojrzała w stronę hotelowej restauracji.
- Obiad jest o trzeciej, więc macie jeszcze dużo czasu, aby odpocząć – powiedziała dość płynnie, chociaż sprawniej posługiwała się chyba rosyjskim.
- Dziękuję – odpowiedział mężczyzna obdarzając ją kolejnym uśmiechem.
- Życzę udanego pobytu.
- Zwycięskiego – poprawił ją Knipe, a ona roześmiała się w głos.
- Nie. Raczej nie – odparła ciepło i zniknęła w hotelowej windzie, uciekając z pola widzenia przystojnego bruneta.

Siedział właśnie na łóżku, gdy weszła do jego pokoju. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy. Była taka pocieszna, gdy kolejny raz potykała się o próg i klęła siarczyście, zerkając wreszcie w jego czekoladowe oczy.
- Co czytasz? – spytała, siadając na brzegu materaca.
- Gazetę – odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Konkretniej?
- Ciekawą gazetę – zaśmiał się, drocząc się z nią.
- Bąkiewicz – warknęła tylko i usiadła wygodnie obok niego, patrząc w drobne literki.
Przez ostatnie tygodnie spędzili ze sobą dużo czasu. Zdecydowanie się do siebie zbliżyli. Z resztą, jak wszyscy koledzy, poznawał ją coraz lepiej i dostrzegał coraz więcej zalet posiadania szefowej, a nie szefa. Zuza była bardzo elastyczna. Trzymała dyscyplinę, często chodząc jednak na ustępstwa dla dobra swoich kochanych chłopców. Poza tym była bardzo zabawna i dbała o to, żeby wyglądali jak ludzie. Najważniejszym był jednak jej profesjonalizm. Gdy zaczynała pracę, nikt z nich nie spodziewał się, że jest w tym aż tak dobra. A ona każdego dnia udowadniała, że nauki pobierane u Andrei nie poszły na marne. Piątkowy mecz z Amerykanami miał być ostatecznym sprawdzianem, czy nowa gwiazda, bo bez wątpienia nią właśnie była, o czym świadczyło chociażby wielkie zainteresowanie mediów, daje sobie radę na tak odpowiedzialnym stanowisku.
Wracając jednak do szumu, jaki się wokół niej zrobił. Wydaje się, że głównym tematem dotyczącym Zuzy były podejrzenia kolejnych romansów. Ja i chłopaków jedynie to bawiło, prezes Przedpełski, zaniepokojony jednak takimi doniesieniami, szybko skontrolował sytuację w drużynie narodowej. Chłopcy zachwycali się nią w wywiadach i na facebooku, a redaktorki Ciach szczerze nienawidziły, obsmarowując ją i podkreślając brak sympatii przy każdej nadarzającej się okazji.
Pozostańmy przy Bąkiewiczu. Siedząc obok niej, uśmiechał się bez przerwy i złośliwie przywracał strony, gdy tylko zainteresowała się jakimś fragmentem tekstu.
- Michał – mruknęła obrażona i zmarszczyła brwi, wywołując tym śmiech bruneta.
- Będziesz brzydka i pomarszczona, jeśli nie przestaniesz – ostrzegł.
- Tak jak Ty – powiedziała ze współczuciem w głosie, a on spojrzał na nią zdziwiony.
- Ty mała Wredoto! – odparł oburzony.
Radosny śmiech rozniósł się po korytarzu, bo właśnie wyszła z pokoju czekoladowookiego, uciekając przed poduszką lecącą w swoją stronę. Przez nieuwagę wpadła jednak na kogoś, a odbijając się od silnego torsu wylądowała na twardej ścianie. Poczuła jednak mocny uścisk na nadgarstku, który w ostatniej chwili uratował ją przed bolesnym runięciem na ziemię.
- Przepraszam – usłyszała przerażony, amerykański akcent.
Powoli unosząc głowę, odzyskała równowagę i zamilkła, przyglądając się wybawcy. Jeden z cudów świata właśnie stał przed nią, uparcie trzymają dłonie na nadgarstkach. Matt Anderson we własnej osobie uratował właśnie jej niewiele warte, marne życie i uśmiechnął się tak, że znów straciła równowagę. Jego idealnie białe ząbki błysnęły jej po oczach, a spojrzenie wbite w nią wywołało nagłą potrzebę obejrzenia własnych butów.
- To ja przepraszam – powiedziała po polsku.
Chłopak uśmiechnął się tylko, kompletnie nic nie rozumiejąc. Ona za to szybko złapała brak reakcji.
- Przepraszam – powtórzyła po angielsku i delikatnie wysunęła ręce z jego silnych uścisków.
Sytuacja mogłaby w gruncie rzeczy uchodzić nawet za odrobinę romantyczną, gdyby nie fakt, iż cały wypadek obserwowały trzecie baczne, męskie, nieźle teraz zdenerwowane spojrzenia. Pierwsze z nich należało do Michała „Nie zależy mi” Kubiaka, a drugie, do gnijącego na łóżku Michała „To tylko szefowa” Bąkiewicza. Trzecie jednak było chyba najgroźniejsze. Michał „To doskonała sytuacja, żeby Cię udupić” Winiarski, planował właśnie jak obrócić to przeciwko Zuzie. Najlepszym sposobem wydawało się przecież rozkochanie ich w sobie do szaleństwa, przegranie meczu z Amerykanami i udowodnienie całemu światu, ze dziewczyna jest zdrajczynią. Amerykańskim szpiegiem w polskiej ekipie. Przyjmujący zaśmiał się tylko, myśląc o swym szatańskim planie i zniknął niezauważony przez parę, która wciąż stała na korytarzu, milcząc.


______________________________________

Nocą lepiej się tworzy. Mimo narzekań Bartków na stukanie w klawiaturę.
Do następnego. 

A.