- Przyznać się, który? – zapytał Bąkiewicz, wchodząc do
szatni.
Głośny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Nikt jednak nie był zbyt skory do wyznań.
- Ja nie, ja mam żonę – zaśmiał się Ignaczak i popatrzył na Bąkiewicza. - A po co Ci ta wiedza, Michaś? – zapytał nieco podejrzliwie, a czekoladowooki roześmiał się w głos.
- Nie chciałem wypytywać jaka jest w łóżku, po prostu jestem ciekaw, który z nas był tym szczęściarzem. Widziałeś te nogi?! – Bąku zgrywał się niesamowicie.
I wiedzieli o tym wszyscy. Nie o nogi tu chodziło.
- Mario, podziel się wiedzą.
- Nie – uciął krótko Szampon, zmieniając koszulkę.
Głośny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Nikt jednak nie był zbyt skory do wyznań.
- Ja nie, ja mam żonę – zaśmiał się Ignaczak i popatrzył na Bąkiewicza. - A po co Ci ta wiedza, Michaś? – zapytał nieco podejrzliwie, a czekoladowooki roześmiał się w głos.
- Nie chciałem wypytywać jaka jest w łóżku, po prostu jestem ciekaw, który z nas był tym szczęściarzem. Widziałeś te nogi?! – Bąku zgrywał się niesamowicie.
I wiedzieli o tym wszyscy. Nie o nogi tu chodziło.
- Mario, podziel się wiedzą.
- Nie – uciął krótko Szampon, zmieniając koszulkę.
Rozczesywała właśnie poplątane włosy patrząc w lustro.
Zmieniła się? Bardzo. On ją zmienił. A raczej jego brak. Wyciszyła się,
odsunęła, pochłonęła ją praca. Wyłącznie praca. Od rana do wieczora, w tygodniu
i w weekendy, wciąż i na okrągło. Usiadła w fotelu i zaczęła przeglądać włoskie
notatki Anastasiego. Zatrzymała się na moment. Odpocznij. Poczytaj książkę,
odpręż się.
- Muszę pracować – szepnęła, odpowiadając sama sobie.
Odetchnęła powoli i otworzyła okno, żeby wpuścić do pokoju odrobinę świeżego powietrza. Rozsiadła się wygodnie na parapecie, tak jak to robiła zawsze we Włoszech (w Rosji nieco rzadziej, bo tam było chłodniej) i zagłębiła się w lekturze pochyłego charakteru pisma.
- Muszę pracować – szepnęła, odpowiadając sama sobie.
Odetchnęła powoli i otworzyła okno, żeby wpuścić do pokoju odrobinę świeżego powietrza. Rozsiadła się wygodnie na parapecie, tak jak to robiła zawsze we Włoszech (w Rosji nieco rzadziej, bo tam było chłodniej) i zagłębiła się w lekturze pochyłego charakteru pisma.
- Nie – odpowiedział tylko na pytanie kolegów, czy idzie z
nimi pograć na playstation.
- No weź, co Ci jest – zapytał zdziwiony Bartman, stukając go w ramię.
- Nic, chcę odpocząć.
- No ale.
- Daj mu spokój – powiedział Ignaczak, widząc zaciętą minę.
Szybko zniknęli z pokoju, zostawiając go w samotności. Włożył na uczy duże słuchawki i pogrążył się w zadumie. Ani trochę się nie zmieniła. Nadal potrafi porządnie krzyknąć, pięknie opowiadać, ma ten sam ciepły głos i te same piękne, krągłe…
- Uspokój się, to Twój szef do cholery! – skarcił się w myślach i podszedł do okna.
A przed nim rozciągał się widok piękny i spokojny. Prawie tak spokojny jak ona, gdy jeszcze szczęśliwie zasypiała w jego ramionach. Wspomnienia tych nocy powracały za każdym razem, gdy zostawał sam. A nie działo się to zbyt często. Gdy odszedł, zostawiając ją całkiem sama, rzucił się w wir kolejnych imprez. Nie liczyło się nic. Nawet gra zeszła na dalszy plan. Dopiero przyjaciel, całkiem nowy, poznany przypadkiem Bartman, który nawinął się w jednym z kolejnych klubów, pokazał mu, że da się imprezować i nie tracić formy. Dzięki niemu trafił do kadry. Mariusz odwrócił się od niego całkowicie. Nie raz za nimi tęsknił. Za Nią i za Wlazłym. Ale po tym co zrobił, doskonale wiedział, że nie zasługuje na ich przyjaźń. Ba, nawet na odrobinę uwagi. Zepsuł wszystko, a później zamiast walczyć, uciekł jak ostatni tchórz, zostawiając ją samą.
- No weź, co Ci jest – zapytał zdziwiony Bartman, stukając go w ramię.
- Nic, chcę odpocząć.
- No ale.
- Daj mu spokój – powiedział Ignaczak, widząc zaciętą minę.
Szybko zniknęli z pokoju, zostawiając go w samotności. Włożył na uczy duże słuchawki i pogrążył się w zadumie. Ani trochę się nie zmieniła. Nadal potrafi porządnie krzyknąć, pięknie opowiadać, ma ten sam ciepły głos i te same piękne, krągłe…
- Uspokój się, to Twój szef do cholery! – skarcił się w myślach i podszedł do okna.
A przed nim rozciągał się widok piękny i spokojny. Prawie tak spokojny jak ona, gdy jeszcze szczęśliwie zasypiała w jego ramionach. Wspomnienia tych nocy powracały za każdym razem, gdy zostawał sam. A nie działo się to zbyt często. Gdy odszedł, zostawiając ją całkiem sama, rzucił się w wir kolejnych imprez. Nie liczyło się nic. Nawet gra zeszła na dalszy plan. Dopiero przyjaciel, całkiem nowy, poznany przypadkiem Bartman, który nawinął się w jednym z kolejnych klubów, pokazał mu, że da się imprezować i nie tracić formy. Dzięki niemu trafił do kadry. Mariusz odwrócił się od niego całkowicie. Nie raz za nimi tęsknił. Za Nią i za Wlazłym. Ale po tym co zrobił, doskonale wiedział, że nie zasługuje na ich przyjaźń. Ba, nawet na odrobinę uwagi. Zepsuł wszystko, a później zamiast walczyć, uciekł jak ostatni tchórz, zostawiając ją samą.
- Jeśli myśli, że takimi gadkami coś wskóra, to naprawdę
będę musiał ją wyprowadzić z błędu – stwierdził Winiarski, zakładając buty.
- Odpuść. Przecież nie wiesz jak to będzie wyglądało – powiedział Kosa, dojeżdżając właśnie do mety przed Kurkiem.
- Zawsze musisz mnie wyprzedzać?! – spytał obrażony Bartek, który prowadził przez cały wyścig, a na końcu został w zawrotnym tempie minięty przez środkowego.
Playstation było jedną z ich ulubionych rozrywek. Zaraz po grze w karty, bo w to bawili się wszyscy, bez względu na wiek, staż w kadrze, przynależność klubową czy cokolwiek innego. Przy pokerze dochodziło niemal do walk bratobójczych, gdy Ignaczak z Nowakowskim licytowali się w ostatniej rozgrywce.
- Już ja wiem, jak to będzie wyglądało. Ona będzie się promowała, wy będziecie ją nosili na rękach, a mnie nikt nie będzie słuchał – wróżył przyjmujący.
- Winiar. Zamknij się wreszcie – powiedział zdenerwowany przegraną i bredzeniem kumpla Kuraś.
Bartek był słodkim dzieciakiem. Nigdy nie był wrogo nastawiony przed faktem. Nie było tak, że lubił wszystkich, ale żeby dostać się na czarną listę, trzeba było mu porządnie podpaść. Jak Zibi. Ich dwóch lepiej było nie zostawiać samych. Zawsze kończyło się to piekielną kłótnią, a niekiedy nawet rękoczynami.
- Odpuść. Przecież nie wiesz jak to będzie wyglądało – powiedział Kosa, dojeżdżając właśnie do mety przed Kurkiem.
- Zawsze musisz mnie wyprzedzać?! – spytał obrażony Bartek, który prowadził przez cały wyścig, a na końcu został w zawrotnym tempie minięty przez środkowego.
Playstation było jedną z ich ulubionych rozrywek. Zaraz po grze w karty, bo w to bawili się wszyscy, bez względu na wiek, staż w kadrze, przynależność klubową czy cokolwiek innego. Przy pokerze dochodziło niemal do walk bratobójczych, gdy Ignaczak z Nowakowskim licytowali się w ostatniej rozgrywce.
- Już ja wiem, jak to będzie wyglądało. Ona będzie się promowała, wy będziecie ją nosili na rękach, a mnie nikt nie będzie słuchał – wróżył przyjmujący.
- Winiar. Zamknij się wreszcie – powiedział zdenerwowany przegraną i bredzeniem kumpla Kuraś.
Bartek był słodkim dzieciakiem. Nigdy nie był wrogo nastawiony przed faktem. Nie było tak, że lubił wszystkich, ale żeby dostać się na czarną listę, trzeba było mu porządnie podpaść. Jak Zibi. Ich dwóch lepiej było nie zostawiać samych. Zawsze kończyło się to piekielną kłótnią, a niekiedy nawet rękoczynami.
- Idzie Pani na obiad? – zapytał Michał, zaglądając do jej
pokoju.
Siedziała nadal na parapecie w laptopem na kolanach. Uniosła na moment wzrok znad klawiatury i kiwnęła głową, ciepło się uśmiechając.
- Za moment.
- To ja zaczekam. Można? – był tak grzeczny i ułożony.
Jako jeden z niewielu w tej kadrze nie wpadał do pokoju z wrzaskiem i bez pukania.
- Jasne. Zapraszam – wskazała na łóżko, żeby spokojnie sobie usiadł i dokończyła dwie ostatnie linijki.
- Długo z nim byłaś?
- Dlaczego najbardziej interesuje was matrymonialna strona mojej kariery? – zaśmiała się nerwowo, starając się uniknąć odpowiedzi.
Michał patrzył jednak bardzo cierpliwie w jej oczy i czekał na odpowiedź. Uciekła wzrokiem i odłożyła laptopa na stolik, wprowadzając go w stan uśpienia.
- Jakiś czas. Byliśmy szczeniakami, ale kochaliśmy się nad życie. To znaczy. Ja jego. Bo on mnie chyba jednak nie aż tak bardzo – powiedziała bardzo otwarcie jak na siebie i spojrzała zdziwiona w ziemię.
Dlaczego ja Ci to mówię? – spytała w myślach i uniosła wzrok na Bąkiewicza. Świdrował ją czekoladowym spojrzeniem wyraźnie zainteresowany.
- Kto to? – zapytał bardzo bezpośrednio.
Zaśmiała się tylko i znalazła klucz do pokoju.
- Idziemy na ten obiad? – spytała, patrząc na niego.
- Przecież i tak się dowiemy.
- Może jednak nie – powiedziała cicho.
Wolała, żeby to nie wyszło na jaw. Była upokorzona. Cholernie upokorzona tym głupim rozstaniem. A najbardziej bolało wspomnienie tego, że odpuścił, nie walczył. Nie zrobił nic, aby to naprawić. Po prostu odszedł. Jak ostatni tchórz!
Siedziała nadal na parapecie w laptopem na kolanach. Uniosła na moment wzrok znad klawiatury i kiwnęła głową, ciepło się uśmiechając.
- Za moment.
- To ja zaczekam. Można? – był tak grzeczny i ułożony.
Jako jeden z niewielu w tej kadrze nie wpadał do pokoju z wrzaskiem i bez pukania.
- Jasne. Zapraszam – wskazała na łóżko, żeby spokojnie sobie usiadł i dokończyła dwie ostatnie linijki.
- Długo z nim byłaś?
- Dlaczego najbardziej interesuje was matrymonialna strona mojej kariery? – zaśmiała się nerwowo, starając się uniknąć odpowiedzi.
Michał patrzył jednak bardzo cierpliwie w jej oczy i czekał na odpowiedź. Uciekła wzrokiem i odłożyła laptopa na stolik, wprowadzając go w stan uśpienia.
- Jakiś czas. Byliśmy szczeniakami, ale kochaliśmy się nad życie. To znaczy. Ja jego. Bo on mnie chyba jednak nie aż tak bardzo – powiedziała bardzo otwarcie jak na siebie i spojrzała zdziwiona w ziemię.
Dlaczego ja Ci to mówię? – spytała w myślach i uniosła wzrok na Bąkiewicza. Świdrował ją czekoladowym spojrzeniem wyraźnie zainteresowany.
- Kto to? – zapytał bardzo bezpośrednio.
Zaśmiała się tylko i znalazła klucz do pokoju.
- Idziemy na ten obiad? – spytała, patrząc na niego.
- Przecież i tak się dowiemy.
- Może jednak nie – powiedziała cicho.
Wolała, żeby to nie wyszło na jaw. Była upokorzona. Cholernie upokorzona tym głupim rozstaniem. A najbardziej bolało wspomnienie tego, że odpuścił, nie walczył. Nie zrobił nic, aby to naprawić. Po prostu odszedł. Jak ostatni tchórz!
Usiedli przy stoliku. Bartman spojrzał na przyjaciela i
uniósł brew.
- Co jest grane? – zapytał przyglądając mu się uważnie.
- Daj mi spokój – mruknął chłopak, unosząc wzrok na Zbyszka.
- To Ty! – powiedział bardzo odkrywczo atakujący i przez dłuższą chwilą nie mógł podnieść szczęki z podłogi.
- A tylko komuś powiedz! – warknął spanikowany i zaczął mieszać w talerzu pełnym zupy.
- To jest ta Zuza! Ta sama! – przeżywał nadal Zibi, nie mogąc w to uwierzyć.
Był zszokowany, że drogi mogą się tak krzyżować. Na pewno nie tak, jak Zuza. Przyjechała tu pewna, ze uciekła od przeznaczenia. Nieświadoma składu, w jakim zastanie kadrę, zgodziła się bez wahania. A teraz z każdą chwilą żałowała coraz bardziej. Tym bardziej, gdy pojawiał się w polu widzenia.
Drogę do restauracji przemilczeli. Bąkiewicz otworzył jej drzwi i puścił przodem, torując jej później drogę między stolikami. Szła za nim aż dotarła do swojego miejsca.
- Smacznego – powiedział cicho, nieco zawiedziony tym, że nie poznał prawdy.
- Tobie też, Michał – uśmiechnęła się ciepło.
Spokojny obiad przerwał nagły huk otwieranych drzwi.
- Bal sportowca jest pojutrze – krzyknął Przedpełski na powitanie i przedefiladował przez całą stołówkę rozdając każdemu z siatkarzy wejściówkę.
- Z osobą towarzyszącą. Musze kogoś skołować – stwierdził Rudy, patrząc na Kurasia.
- Ja z Tobą nie pójdę, nawet o tym nie myśl! – krzyknął oburzony Bartek, wywołując tym śmiech zebranych.
- Zniszczyłeś jego marzenia – powiedziała dość nieśmiało, a Jarosz przytaknął.
- No właśnie! Pani trener mnie rozumie! – stwierdził pewnie i, idąc po drugie danie, przybił z nią piątkę.
Wstrzymała oddech rozglądając się po ich twarzach. Jedni uśmiechali się ciepło obserwując ją uważnie, inni dyskutowali między sobą z zaciętymi minami. Tylko Kubiak siedział jak zbity pies, nie mając odwagi spojrzeć w oczy tej kobiety. Kobiety, która kiedyś kochała zbyt mocno.
- Co jest grane? – zapytał przyglądając mu się uważnie.
- Daj mi spokój – mruknął chłopak, unosząc wzrok na Zbyszka.
- To Ty! – powiedział bardzo odkrywczo atakujący i przez dłuższą chwilą nie mógł podnieść szczęki z podłogi.
- A tylko komuś powiedz! – warknął spanikowany i zaczął mieszać w talerzu pełnym zupy.
- To jest ta Zuza! Ta sama! – przeżywał nadal Zibi, nie mogąc w to uwierzyć.
Był zszokowany, że drogi mogą się tak krzyżować. Na pewno nie tak, jak Zuza. Przyjechała tu pewna, ze uciekła od przeznaczenia. Nieświadoma składu, w jakim zastanie kadrę, zgodziła się bez wahania. A teraz z każdą chwilą żałowała coraz bardziej. Tym bardziej, gdy pojawiał się w polu widzenia.
Drogę do restauracji przemilczeli. Bąkiewicz otworzył jej drzwi i puścił przodem, torując jej później drogę między stolikami. Szła za nim aż dotarła do swojego miejsca.
- Smacznego – powiedział cicho, nieco zawiedziony tym, że nie poznał prawdy.
- Tobie też, Michał – uśmiechnęła się ciepło.
Spokojny obiad przerwał nagły huk otwieranych drzwi.
- Bal sportowca jest pojutrze – krzyknął Przedpełski na powitanie i przedefiladował przez całą stołówkę rozdając każdemu z siatkarzy wejściówkę.
- Z osobą towarzyszącą. Musze kogoś skołować – stwierdził Rudy, patrząc na Kurasia.
- Ja z Tobą nie pójdę, nawet o tym nie myśl! – krzyknął oburzony Bartek, wywołując tym śmiech zebranych.
- Zniszczyłeś jego marzenia – powiedziała dość nieśmiało, a Jarosz przytaknął.
- No właśnie! Pani trener mnie rozumie! – stwierdził pewnie i, idąc po drugie danie, przybił z nią piątkę.
Wstrzymała oddech rozglądając się po ich twarzach. Jedni uśmiechali się ciepło obserwując ją uważnie, inni dyskutowali między sobą z zaciętymi minami. Tylko Kubiak siedział jak zbity pies, nie mając odwagi spojrzeć w oczy tej kobiety. Kobiety, która kiedyś kochała zbyt mocno.
_______________________________
Przed chwilą prawie umarłam, bo jestem bardzo udana i zapomniałam jakiego mam maila. Pół godziny poszukiwań doprowadziły mnie niemal do łez, a wystarczyło zwyczajnie zamienić kolejność nazwiska z imieniem w adresie xD.
Przerwa długa, ale musicie mi wybaczyć. Nawał pracy nie pozwolił wcześniej.
Przerwa długa, ale musicie mi wybaczyć. Nawał pracy nie pozwolił wcześniej.
Byłby wczoraj, ale bawiłam się na balu w rytm "Ona tańczy dla mnie", świętując niepodległość Naszego kraju nad Wisłą.
Do następnego ^^.
Do następnego ^^.
A.