Siedziała na murku w cieniu. Obracała w dłoniach długiego,
damskiego papierosa. Ile razy już obiecywała, że to rzuci. Miała zmienić całe
swoje życie. I mało z tego wyszło. Odcięcie się od niektórych ludzi, nie z
własnej woli z resztą, było nakazane, inaczej się nie dało. Nic tu nie zależało
od niej. Ale gdy sama miała podjąć jakąś decyzję, zwyczajnie ją to przerastało.
I co z tego? Przecież nie każdy musi podejmować tak radykalne kroki. Nie każdy
musi decydować za siebie i za innych. Niektórzy nie muszą wcale. Wróciła
myślami do tamtych dni. Mogła się sprzeciwiać. Mogła przecież urządzić większa
histerię. Mogła wpaść na jakiś głupi pomysł, żeby go zatrzymać. Ale skoro coś
się kończy, to po co. Bolało jedynie to, jak się odciął. Kompletnie. Bez
reszty. Zostawił ją całkiem samą. Uniosła wzrok, widząc, że ktoś stoi przy
niej.
- Niesportowy tryb życia – zauważył ciepłym głosem, a ona starała się mieć jak najmniej przerażoną minę.
- Nie mam zapalniczki – wyznała cicho i zacisnęła powieki, pozbywając się spod nich gorących kropel.
Szybko je wytarła, wierzchem bladej dłoni, i spojrzała na towarzysza. Czekoladowooki wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i podał jej ją bardzo powoli, delikatnie. Jakby nie chciał jej spłoszyć. Jakby była jakimś zającem, którego trzeba oswoić. Wzięła ją z jego długich, chudych, nieco powykrzywianych od lat gry, palców i podpaliła truciznę, której zażywanie dawało jej tyle przyjemności. Zaciągnęła się słodkim dymem, wpuściła go do płuc, pozwoliła dłużej zagościć w swoim organizmie. Przyglądał jej się uważnie. Powoli wypuściła ciemną chmurkę z ust krztusząc się przy tym głośno. Zaśmiał się i zabrał jej papierosa.
- Pierwszy raz w życiu widzę kogoś, kto dusi się od damskich – powiedział, kręcąc lekko głową. – Michał – dodał, wyciągając do niej dłoń.
Dużą, męską dłoń. Jej mała, krucha, babska rączka, z paznokciami pomalowanymi pół na pół, na fioletowo i czarno, szybko zniknęła w jego pewnym, ale delikatnym i ciepłym uścisku.
- Wiedźma, która spowodowała, że Anastasi jest chory i musi zrezygnować ze stanowiska. Miło mi – powiedziała bardzo cicho i spojrzała mu w oczy.
- Ja tak nie uważam – odparł, jakby chciał podnieść ją na duchu, jakoś wspomóc.
- Chociaż jeden.
- Wcale nie jeden. Nikt nie ma po prostu odwagi głośno przyznać, że Winiar nie ma racji – wyjaśnił szybko i oddał nowej znajomej papierosa, za którym ciągle wodziła wzrokiem.
Odpowiedziała tylko nikłym, nietrwałym uśmiechem. Nie chciało jej się wierzyć w jego słowa. Na pewno kłamał, żeby tylko poprawić jej humor. Chociaż w sumie. Niby po co miał to robić? Uniosła znów wzrok na jego oczy i lekko zagryzła wargę.
- Nie bądź taka podejrzliwa. Naprawdę są wśród nas dobrzy ludzie – roześmiał się i podał jej dłoń, wstając.
Papieros w trakcie rozmowy i tak wypalił się sam niemal do filtra. Zaciągnęła się po raz drugi i przy okazji ostatni, tym razem szybko pozbywając się dymu, żeby już się nie zbłaźnić.
- Niesportowy tryb życia – zauważył ciepłym głosem, a ona starała się mieć jak najmniej przerażoną minę.
- Nie mam zapalniczki – wyznała cicho i zacisnęła powieki, pozbywając się spod nich gorących kropel.
Szybko je wytarła, wierzchem bladej dłoni, i spojrzała na towarzysza. Czekoladowooki wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i podał jej ją bardzo powoli, delikatnie. Jakby nie chciał jej spłoszyć. Jakby była jakimś zającem, którego trzeba oswoić. Wzięła ją z jego długich, chudych, nieco powykrzywianych od lat gry, palców i podpaliła truciznę, której zażywanie dawało jej tyle przyjemności. Zaciągnęła się słodkim dymem, wpuściła go do płuc, pozwoliła dłużej zagościć w swoim organizmie. Przyglądał jej się uważnie. Powoli wypuściła ciemną chmurkę z ust krztusząc się przy tym głośno. Zaśmiał się i zabrał jej papierosa.
- Pierwszy raz w życiu widzę kogoś, kto dusi się od damskich – powiedział, kręcąc lekko głową. – Michał – dodał, wyciągając do niej dłoń.
Dużą, męską dłoń. Jej mała, krucha, babska rączka, z paznokciami pomalowanymi pół na pół, na fioletowo i czarno, szybko zniknęła w jego pewnym, ale delikatnym i ciepłym uścisku.
- Wiedźma, która spowodowała, że Anastasi jest chory i musi zrezygnować ze stanowiska. Miło mi – powiedziała bardzo cicho i spojrzała mu w oczy.
- Ja tak nie uważam – odparł, jakby chciał podnieść ją na duchu, jakoś wspomóc.
- Chociaż jeden.
- Wcale nie jeden. Nikt nie ma po prostu odwagi głośno przyznać, że Winiar nie ma racji – wyjaśnił szybko i oddał nowej znajomej papierosa, za którym ciągle wodziła wzrokiem.
Odpowiedziała tylko nikłym, nietrwałym uśmiechem. Nie chciało jej się wierzyć w jego słowa. Na pewno kłamał, żeby tylko poprawić jej humor. Chociaż w sumie. Niby po co miał to robić? Uniosła znów wzrok na jego oczy i lekko zagryzła wargę.
- Nie bądź taka podejrzliwa. Naprawdę są wśród nas dobrzy ludzie – roześmiał się i podał jej dłoń, wstając.
Papieros w trakcie rozmowy i tak wypalił się sam niemal do filtra. Zaciągnęła się po raz drugi i przy okazji ostatni, tym razem szybko pozbywając się dymu, żeby już się nie zbłaźnić.
- Coś nie wraca nasza nowa gwiazda. Mówię wam, ona bierze tę
posadę tylko po to, żeby zaistnieć, żeby się wypromować. Nie ma żadnego
doświadczenia. Nic. Kompletnie. Nie wiem, czemu Andrea wybrał właśnie ją, ale
nie zdziwię się, jeśli po prostu wlazła mu do wyra – skończył swą tyradę,
nadziewając się na złowrogie spojrzenia.
- Nie przeginaj – warknął jeden z niższych zawodników i dokończył surówkę. – Może jest dobra? Nie możesz jej oceniać, nic o niej nie wiesz.
- Ty wiesz za to na tyle dużo, żeby jej bronić – zaczął Żygadło.
- Oj przestań. Dobrze wiesz, że nie lubię skreślać ludzi przedwcześnie.
- Taak. Tym bardziej takich ładnych panienek, co? Już was owinęła wokół palca. Ja tam jestem tego zdania, co Winiar. Niech się wykaże, może wtedy zmienię poglądy – powiedział Zagumny i wstał od stołu. – Zobaczcie, z kim wraca.
- Bąku już dupy wyrywa – rzucił Ruciak, też niezbyt przychylnie patrzący na nową szefową.
- Nie przeginaj – warknął jeden z niższych zawodników i dokończył surówkę. – Może jest dobra? Nie możesz jej oceniać, nic o niej nie wiesz.
- Ty wiesz za to na tyle dużo, żeby jej bronić – zaczął Żygadło.
- Oj przestań. Dobrze wiesz, że nie lubię skreślać ludzi przedwcześnie.
- Taak. Tym bardziej takich ładnych panienek, co? Już was owinęła wokół palca. Ja tam jestem tego zdania, co Winiar. Niech się wykaże, może wtedy zmienię poglądy – powiedział Zagumny i wstał od stołu. – Zobaczcie, z kim wraca.
- Bąku już dupy wyrywa – rzucił Ruciak, też niezbyt przychylnie patrzący na nową szefową.
Weszła powoli do sali tuż przed nim i zacisnęła wargi,
czując na sobie milion spojrzeń. Podeszła do swojego krzesła i zajęła miejsce,
odgarniając włosy.
- Widzę, że złapałaś już wspólny język z jednym z nich. Dobrze. Nie denerwuj się, Mała, oni będą się do Ciebie przekonywali bardzo powoli. Wiesz jak to jest.
- Wiem – ucięła krótko.
- Panowie. Wrócicie zaraz do swoich pokojów, odpoczniecie trochę, a o 16 pierwszy trening z nową trenerką.
- Obowiązkowy? – spytał Winiar.
- A kiedyś były nie? – zapytał Przedpełski, unosząc brew, a przyjmujący zamilkł, dopijając swoje wino.
Rozejrzała się po twarzach tak dobrze jej znanych. Teraz jednak kompletnie obcych. Trochę tak, jakby pierwszy raz w życiu widziała tych wszystkich mężczyzn. I chociaż znała na pamięć datę urodzenia, zasięg w ataku i numer każdego z nich, dzisiaj dotarło do niej, ze nie wie o nich nic. Bo każdy kolejny przeczytany wywiad, każda rozmowa z Andreą, to jednocześnie dużo i mało. To góra lodowa. Niby wielka, a jednak nic, bo może zniknąć w każdej chwili i nie mieć żadnego znaczenia. Spuściła głowę, zastanawiając się, jak dużo jeszcze przed nią. Jak dużo pracy i wysiłku będzie kosztowało ją samo wkupienie się w ich łaski.
- Nie skupiaj się na tym, żeby im się przypodobać. To Twoi zawodnicy, to drużyna, którą będziesz kierować. Oczywiście łatwiej jest, jeśli tworzycie rodzinę, ale jeśli tak się nie da, to wystarczy szacunek. Tego od nich wymagaj. To podstawa takiej pracy – mówił Andrea po angielsku tuż do jej ucha, po czym znów zabrakło mu powietrza.
Popatrzyła na niego i szybko sięgnęła po wodę, nalewając jej do szklanki. Podziękował mrugnięciem i dopił płyn, uspokajając oddech. Poważnie chore gardło nie pozwalało na dalsze wykonywanie swoich obowiązków. Musiał rozstać się z czymś, co kochał najbardziej na świecie. Z czymś, co było całym jego życiem.
- Pomagaj mi, błagam. Nie poradzę sobie – przyznała cicho, a trener objął ją ramieniem i ucałował we włosy.
- Jesteś dla mnie jak córka – powiedział do jej ucha i pogłaskał po plecach.
- Będziesz najlepsza – dodał Gardini, który zostawał tu z nią i miał wspierać ją na każdym kroku.
- Kadrę powołał Ci Andrea i na razie nie możesz robić żadnych zmian. Na Ligę jedziesz z wybranym z tej szerokiej kadry swoim składem. Przecież wiesz, jak to wszystko wygląda, nie będę ci tłumaczył – zakończył szybko Przedpełski i poklepał ją po plecach. –Do pracy – dodał jeszcze, gdy podchodziła już do windy.
- Widzę, że złapałaś już wspólny język z jednym z nich. Dobrze. Nie denerwuj się, Mała, oni będą się do Ciebie przekonywali bardzo powoli. Wiesz jak to jest.
- Wiem – ucięła krótko.
- Panowie. Wrócicie zaraz do swoich pokojów, odpoczniecie trochę, a o 16 pierwszy trening z nową trenerką.
- Obowiązkowy? – spytał Winiar.
- A kiedyś były nie? – zapytał Przedpełski, unosząc brew, a przyjmujący zamilkł, dopijając swoje wino.
Rozejrzała się po twarzach tak dobrze jej znanych. Teraz jednak kompletnie obcych. Trochę tak, jakby pierwszy raz w życiu widziała tych wszystkich mężczyzn. I chociaż znała na pamięć datę urodzenia, zasięg w ataku i numer każdego z nich, dzisiaj dotarło do niej, ze nie wie o nich nic. Bo każdy kolejny przeczytany wywiad, każda rozmowa z Andreą, to jednocześnie dużo i mało. To góra lodowa. Niby wielka, a jednak nic, bo może zniknąć w każdej chwili i nie mieć żadnego znaczenia. Spuściła głowę, zastanawiając się, jak dużo jeszcze przed nią. Jak dużo pracy i wysiłku będzie kosztowało ją samo wkupienie się w ich łaski.
- Nie skupiaj się na tym, żeby im się przypodobać. To Twoi zawodnicy, to drużyna, którą będziesz kierować. Oczywiście łatwiej jest, jeśli tworzycie rodzinę, ale jeśli tak się nie da, to wystarczy szacunek. Tego od nich wymagaj. To podstawa takiej pracy – mówił Andrea po angielsku tuż do jej ucha, po czym znów zabrakło mu powietrza.
Popatrzyła na niego i szybko sięgnęła po wodę, nalewając jej do szklanki. Podziękował mrugnięciem i dopił płyn, uspokajając oddech. Poważnie chore gardło nie pozwalało na dalsze wykonywanie swoich obowiązków. Musiał rozstać się z czymś, co kochał najbardziej na świecie. Z czymś, co było całym jego życiem.
- Pomagaj mi, błagam. Nie poradzę sobie – przyznała cicho, a trener objął ją ramieniem i ucałował we włosy.
- Jesteś dla mnie jak córka – powiedział do jej ucha i pogłaskał po plecach.
- Będziesz najlepsza – dodał Gardini, który zostawał tu z nią i miał wspierać ją na każdym kroku.
- Kadrę powołał Ci Andrea i na razie nie możesz robić żadnych zmian. Na Ligę jedziesz z wybranym z tej szerokiej kadry swoim składem. Przecież wiesz, jak to wszystko wygląda, nie będę ci tłumaczył – zakończył szybko Przedpełski i poklepał ją po plecach. –Do pracy – dodał jeszcze, gdy podchodziła już do windy.
_______________________________________
Dziękuję za miłe przyjęcie. Oddaję drugi rozdział.
Buziak.
A.